sobota, 11 kwietnia 2015

Świat okiem M.



Chlip hop Karo!

Parafrazując: Czemu ja nie piszę, toż nie zmienił nam się blog? 
Otóż wytłumaczeń jest miliard, począwszy od tego, że były święta i jako najmniej świąteczny z nieświątecznych ludzi świata nie chciałem pisać w Internecie życzeń – a wszakże wypadałoby. Poza wszystkim, najzwyczajniej w świecie nie umiałem się zebrać. Ale główny powód jest chyba aż nadto prozaiczny – przyszła wiosna i zamieszała, jak to zwykle wiosna ma w zwyczaju.


Po wielu zastanowieniach, chciałem Cię przede wszystkim prosić, żebyśmy jednak nie pisali bloga podróżniczego ;) Darmowe bilety czy hotele, a także tysiące lajków to niewątpliwe profity takowej działalności, niemniej jednak nasza skromna (i trzeba przyznać – dość nieskategoryzowana) działalność jakoś bardziej mi odpowiada. A może to kwestia tego, że ostatnimi czasy nie miałem specjalnego szczęścia do tych bardziej popularnych…

Jednak co zrobić, gdyby ktoś kazał nam się na siłę skategoryzować? Po ofiarnej obronie niepodległości naszego placu, pewnie w końcu ugięlibyśmy się przed internetowym konformizmem i zakreślilibyśmy jakąś rubryczkę. Albo stworzyli własną. Zbierając to wszystko razem wyszło mi, że może najbardziej odpowiednia byłaby kategoria: „O torbach i ludziach”. Interpretacji może być miliard, każdy polonista Ci to powie (a najwybitniejszych twórców zawsze interpretuje się przecież na wieeeele sposobów – chyba że jest się CKE – to wtedy nie…). Wykładnia autentyczna – gdybyś zapomniała z logiki z I roku, to taka, kiedy samemu tłumaczy się swoje zbyt zawiłe pomysły – torby mogłaby być taka, że reprezentuje ona (stanowi desygnat?) wszystkich wziętych z dolnych części przewodu pokarmowego przedmiotów (jak torby z uczuciami, ucieczkopokoje czy zeszłowieczne książeczki o savoir-vivrze) o których zdarzyło się nam napisać. A ludzie? Polemizowałbym, czy Meryl wciąż jest człowiekiem, czy może osiągnęła już o wiele wyższy poziom egzystencji, ale upraszczając, piszemy też o ludziach. I torbach… W gruncie rzeczy, jesteśmy blogiem całkiem specjalistycznym i o ograniczonej tematyce! Co o tym myślisz?

Skoro piszemy o ludziach, uczciwie byłoby też napisać od czasu do czasu o sobie. Chociaż biorąc pod uwagę, jak długo nie mogę sklecić tego tekstu, nie jest to wcale takie łatwe. Zauważyłem ciekawą prawidłowość – zawsze kiedy przychodzi wiosna, staję się jakby mniej sobą. Oddycha mi się lżej, ale z drugiej strony mniej potrafię myśleć, pisać, tworzyć. W ogóle wszystko przychodzi mi wolniej, bo nie ma możliwości się skupić – zwłaszcza, że w ostatnich miesiącach przyzwyczailiśmy się do zdecydowanie mniej nachalnych pór roku. Nie czuję się sobą. Nie potrafię słuchać smutnych piosenek, które towarzyszą mi przez cały rok. Wszystkie rzeczy, które zwykle uważam za piękne, wydają się takie smętne i szare. I jak tu żyć?
 
W ostatnim liście pisałaś o ucieczkopokoju, a ja myślę sobie, czy nie dałoby się zrobić takiego ucieczkoczłowieka? Znasz takie powiedzonko: „zaraz wyjdę z siebie i stanę obok”? Wydaje mi się, że od czasu do czasu by nam się to przydało. Zwłaszcza wtedy, gdy zmienia się świat wokół, a i my musimy się do tego dostosować. Kiedy dookoła świeci słońce, nie wypada siedzieć w środku ze zgaszonym światłem. Francuzi nazywają to „Se sentir bien dans sa peau” – czuć się dobrze we własnej skórze.  Przez ostatnich kilkanaście dni, były momenty, że właśnie nie poznawałem siebie – trochę zachowywałem się jak ktoś zupełnie inny. Miało to wprawdzie czasem swoje niewątpliwe plusy ;)

Przeanalizujmy taką sytuację: wyjdę z siebie i stanę obok. Tylko co wtedy? Kim taki człowiek jest? Czy jest cały czas sobą? Ale w takim razie kim jest ten, który pozostał w ciele? – odpowiedź jest prosta: to nie wykład z filozofii i nie będziemy się tym zajmować, bo to akurat nie ma w tym wszystkim znaczenia! O!

Woody Allen kiedyś powiedział, a ja podchwyciłem, zresztą jak wszystko, co Woody mówi, że „w swoim życiu żałuje tylko tego, że nie jest kimś innym” (przekład własny – przyp. M.). Może nie traktowałem tego aż tak dosłownie, żeby przestać być sobą i na zawsze zostać panią Grażynką z warzywniaka na dole, ale odkąd byłem dzieckiem, często myślałem, jak to jest być kimś innym. Czy taka osoba w ten sam sposób patrzy na świat? Czy tak samo widzi kolory, słyszy, rozróżnia szczegóły? A może każdy z nas ma jakiegoś swojego własne matriksa? (nie, nie chodzi mi tu o matrix w mitochondriom #biol-chem). A później, jak rasowy egoista dochodziłem do pytań, jak taka osoba widzi mnie? Czy tak samo jak ja siebie w lustrze?

Pisałaś kiedyś „co ja właściwie wiem o M?”. I wobec tych wszystkich ucieczek, wyjść i spojrzeń zastanawiam się:

Co o M. właściwie wiem – ja
Jakże o M. pisać mam – sam?
M. – ten z lustra – jakby mi znany
M. zaś – ten drugi – wciąż niezbadany.
Czy dwóch M. to pisze,
Czy jednak jeden?
Nie wiem i nie wiem,
Więc remis
2:1.
Pytasz gdzie sens jest tej opowieści?
Nawet w M. głowach się to nie mieści!

Gdy więc na świat spojrzysz przez M. oczy,
Nie wiesz, czym obraz ów Cię zaskoczy.
Czy jest tożsamy z tym co na co dzień,
Czy może on to widzi ciut gorzej?
Taki to urok rzeczy nieznanych,
Opis kuszący, film mniej wspaniały.
Bądź hardkorowe disko przypadki,
Gdy tytuł denny, a film jak u matki!

Wracając jednak do sedna wyznania,
Prawda jest o tym trudna do uznania.
Bo o tym jak M. na świat patrzy swoim okiem,
Nie wie - więc wszystko opowie Ci potem.

Pytań pojawiło się mnóstwo. Odpowiedzi – jak na razie – brakuje. Jeśli ktoś jednak wyraziłby chęć spojrzenia na świat okiem M., a przynajmniej zobaczenia tego, co M. widzi, za odpowiednią opłatą rozważę organizację stosownych wycieczek. Czyli jednak blog podróżniczy…? ;>

Korzystaj z wiosny!
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz