Mecenasie M.,
Dobrze, że nie piszesz do szuflady. I że jesteś
niestrzelany.
Też mam historię niezwykłą, też opartą na faktach. Tylko bez
mnichów chińskich. Wypożyczyłam trzy książki. Wszystkie są mistrzostwem świata
pisania o wszystkim i o niczym. Różowe tabletki na uspokojenie KJ, Czytadła Osieckiej
i książkowa wersja Chlip-Hopu.
Ale co jest najlepsze?? W tym egzemplarzu Jak trwoga to do bloga jest dedykacja
i autografy autorów. Przypominam, że wypożyczyłam te pozycje. Widziałeś kiedyś
dedykację w książce z biblioteki? No właśnie. A tu jest.
"Dla kolegi na Święta"
Dla kolegi na Święta! Jakże zagadkowe! Jedno zdanie, a cała
historia miłosna. Albo nie miłosna. Bo najpierw sobie zadaję pytanie, czy to
jest przyjaźń czy to jest kochanie? Czy to jest własność czy użytkowanie? Potem
odsyłam Grechutę z Mickiewiczem, że nie, nie wołałam ich i że nie ma o co się
Gniewkać.
Po drugie – dlaczego
ta książka została do biblioteki oddana? Czy oddał ją kolega? Czy koleżanka? A
więc czy do faktu przekazania jej jako prezentu w ogóle doszło? (I czy
zachowano formę aktu notarialnego??) A jeśli nie to dlaczego? Czy do Świąt w
ogóle doszło? Może Świąt tamtego roku nie było? Pewnie jednak były. Czy więc jeszcze
przed nimi doszło do rozstania? O ile było jakieś zstanie! Toż to kolega, do kroćset, czyż nie można podarować
koledze książki w prezencie?!
Ale żeby tak zaraz po rozstaniu dokonywaćdrobiazgowej
inwentaryzacji i całkiem dobrą książkę
oddawać do biblioteki? Można było wszak poczekać na innego kolegę i kolejne
święta!
Wreszcie inna możliwość – do przekazania prezentu doszło. A
kolega oddał prezent, zapewne ze sporym poświęceniem zdobyty. Może oddał po
rozstaniu, a więc także jako amator inwentaryzacji. Dramat. A może oddał zaraz, bo całkiem w tego typu rzeczach nie
gustuje. Takich tam uwznioślonych marudzeń nie rozumie i nie czytuje. Jeszcze
większy dramat. Bo jak to temu związkowi
wróży? Ona każdy liścik od niego „Kup mleko”, ”Nie czekaj z kolacją”, kokardką
przewiązuje i w złotym puzdereczku chowa, a on myśli sobie – a co ja tam będę
czytał co jakiś tam Jacek Poniedziałek wypisuje.
Tak, czy owak – dramat i trwoga. Nie tylko do bloga.
Nie miejsce jednak na dramaty, skoro wiosna. Wiosna? Wiosna!
Rozbuchana, że sam Tuwim by się takiej nie powstydził. Szeroka zalana słońcem,
sezon turystyczno – szkolno-wycieczkowy w pełni. Lody! Rolki! Trawa zielona!
Pierwsze nagie męskie łydki. Ludzie spragnieni słońca. Uśmiechają się. Ale co
się w ogóle zmieniło? Pogoda? I tylko z tej pogody oni tacy zadowoleni. I z tej
przyrody, że zielenieje i bucha..?
A z czego ta przyroda taka zadowolona? Sama z siebie tak,
skoro toto takie chimeryczne ledwo kilka tygodni temu było. Gałązki golutkie,
że wstyd. Kwiatek żaden łebka nie wystawił. Wszystko popielate i nadąsane. I co
? I wiosna. Życie. Czy więc chcesz czy nie, drogi M nieświąteczny, Ty w tym
Święcie i w tym Zmartwychwstaniu najprawdziwszym uczestniczysz najbardziej i najautentyczniej.
Jak ciepło to i balkony częściej pootwierane. Czasem żałuję,
że nie palę. Mój balkon jest taki niewykorzystany. A zasługiwałby na większe
zainteresowanie. Jest po północy. Właśnie nocą najbardziej lubię wychodzić na balkon. W dzień mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą.
Oczywiście w 99% życiowych sytuacji to nie jest prawdą, ale wiesz, #problemyjedynaków.
Teraz jest ciemno. Przyjemnie, ciepło. Czuć niesamowity spokój i ciszę. Zupełnie
jakbym była tutaj zupełnie sama. Wdech-wydech. Niesamowicie. Ścieżka, którą w
ciągu dnia tam i z powrotem non stop ciągną ludzie do Plazy jest zupełnie
pusta. Supermarket zamknięty, świeci tylko kilkoma neonami i buczy
jednostajnie. W tym słabym świetle latarni przypomina statek ufo, który
zrobił sobie krótkie międzylądowanie. Może kiedyś rano wyjrzę przez okno a jego
już nie będzie?
Słyszę jakieś głosy. To dwóch młodzieńców w sportowej
odzieży. Nie mogą mnie zobaczyć, ale mimo woli cofam się nieco. Stają a jeden z nich załatwia potrzebę. Wreszcie mijają blok dyskutując zawzięcie, też przekonani, że są
tu zupełnie sami.
Na balkonie obok widzę dwie lampki solarnie fikuśnie
wetknięte w doniczkę a piętro wyżej dwie małe tuje w doniczkach. Mój dziadek
kiedyś posadził na działce żywopłot z pięknych tuj. W nocy przyszli złodzieje i
mu je wykopali. Mam nadzieje, że te tuje sąsiada na trzecim piętrze są bezpieczne.
#stopzłodziejomtuj
Tymczasem dostrzegam, że jakaś postać pojawia się za
oszklonymi drzwiami do Plazy. Chce wyjść. Jak to możliwe? Już dawno po
zamknięciu i po ostatnim kinowym seansie. Drzwi nie rozsuwają się, więc
człowiek wraca wgłąb Plazy. A może uwięzili go kosmici?
Czuję delikatny wiatr, muska mnie po twarzy i lekko furkocze
piżamą. Wyglądam chyba jak pacjent szpitala psychiatrycznego, gapiąc się tak
przed siebie w przestrzeń. Słyszę nagle odgłosy fechtunku. Czyżby któryś z
moich sąsiadów był rycerzem? Niemożliwe, odpowiadam sobie natychmiast
racjonalnie. Nie miałby gdzie trzymać białego konia.
Skąd więc ten szczęk oręża? Wychylam się nieco, to sąsiad z
dołu gra w jakąś grę wideo. A więc nie rycerz. Tylko Frank Underwood.
Jednak jest trochę chłodno. Czas spać, czas wracać do środka. Kończę wieczorny
różaniec. Czymś jednak trzeba zająć ręce, nawet jak się nie pali.
Życząca dużo zielonych prezydentów do sejfa,
Charlotte, the original royal baby
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz