czwartek, 2 lipca 2015

Wake me up in July.

Mój drogi M.!

I ja nie odpisuję, jesteśmy siebie warci! W dodatku, gdy już odpisuję, nie mam nic do powiedzenia. Chciałabym tak mieć coś do powiedzenia, ale dzisiaj nie mam nic. Tak żeby było miło, śmiesznie, refleksyjnie, z lekką bryzą, z mrugnięciem oka, pół żartem, pół serio, trzy czwarte, siedem ósmych, ot w sam raz. A tu nic. Zachęcający paragraf do dalszej lektury, nieprawdaż?
Lipiec już. Brodkę trzeba obudzić. 'Pani Brodko, pani Brodko, kpk się znowelizowało!'

Dostałam dzisiaj kolejną kartkę z postcrossingu. Jest na niej wielki, wylegujący się na rozgrzanych deskach łaciaty kocur. Czuję się właśnie tak, jak on. Mruczę, nadrabiam zaległości czytelnicze, obcinam żywopłot na działce, unikam komputera i przede wszystkim cieszę się, że nie mam w zasięgu wzroku żadnego kodeksu. I nie napisałabym chyba ani słowa gdybym nie przygotowała sobie w nagrodę w drugim oknie nieobejrzanego nigdy jeszcze Pulp Fiction (sorry, Quentin!).

Piszesz, że poezja ponad prawem, ale ja chyba nie zamieniłabym jednak prawa na studia poezji. Racjonalnego ustawodawcy na podmiot liryczny. Paragrafów na parabole. Bo je wolę.

Ale mówiłam, że lipiec? Czyli co, czyli lada moment będzie rok od czasu Twojej Wielkiej Przeprowadzki? Łał. Czas leci. Pamiętam, że jak mi o tym napisałeś, to byłam w Niemczech, wracałam do Berlina z z Sansoucci Schloss. Btw, schloss to moje ulubione niemieckie słowo (z pięciu, które znam). Ale co to za schloss, jeśli nie otacza go jakaś malownicza wiese! Twój wyjazd wydawał mi się wtedy jeszcze totalnie absurdalny, zwłaszcza, że byłam świeżo pod wrażeniem jak Andy Warhol fantastycznie namalował jednego Fryca. I kiedy już zaczynało do mnie dochodzić, że to jednak prawda, do S-Bahna wsiadł jakiś facet w bawarskich spodenkach. Właściwie w całym bawarskim outficie, full Bawaria. Brakowało mu tylko jakiejś biuściastej towarzyszki...

Nie wiem po co Ci o tym piszę, po prostu myślę, że powinieneś wiedzieć. I naprawdę chciałabym już obejrzeć to Pulp Fiction, zamiast pisać bzdury, wypełniając bloga dziury.

A poza tym, w związku z powyższym domagam się rocznego podsumowania czy i jak zbawił Cię Plac Zbawiciela. Pan Mariusz, czyli ostatni Łączyński w Warszawie: historia żacza w dwunastu księgach wieczystych. Czy coś w tym rodzaju.

Rzucam okiem na aktualnie czytane Bóg, kasa i Rock'n'roll i mam jeszcze jedno wyznanie:
Gdybyś był Prokopem to byłabym Twoim Hołownią. Twoją Hołownią?
Prowadzilibyśmy Mam zamęt.

Nic z powyższego nie miało sensu. Trudno. Idę oglądać to Pulp Fiction.

Twoja Hołownia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz