Droga Karo,
Nadszedł czas, żeby po okresie
SPAMU, festiwalowych retrospektyw, euforycznych selfie z GT i jeszcze innych
atrakcji, wrócić do naszej starej, ale przecież jakże dobrej tradycji pisania
listów. Muszę jednak przyznać, że nie jest to wcale takie łatwe. Zupełnie
szczerze: odzwyczaiłem się! Dopiero teraz zobaczyłem, że ostatni list do Ciebie
pisałem 2 miesiące temu. Letnie przesilenie… Blog wprawdzie żył przez ten czas
swoim życiem, coś się działo – jak to i w życiu, ale pisania listów było mniej.
I jakkolwiek można zrzucać to na okoliczności, zasadne jest również, by
przyznać się do jeszcze jednej (chociaż smutnej) rzeczy – lenistwa. I braku
weny? Ileż to już razy mieliśmy o nim pisać... Jestem jednak przekonany, że w
czasie blogowego urlopu żadne z nas nie próżnowało i bacznie obserwowało
rzeczywistość. Ja w każdym razie tak właśnie robiłem i stąd wynotowałem sobie,
a teraz przedstawiam Ci tutaj, KILKA UWAG O…
…powrocie do rzeczywistości
Problem jest to nie lada, bo
ostatnie tygodnie zostały w naszym życiu zdominowane przez pewną kochającą kino
blondynkę i jej festiwal. Ale byłaś tam i Ty i ja, więc wrażenia
przekazywaliśmy sobie na bieżąco (#reallife #realemotions). Poza tym, ile można
przeżywać wciąż na nowo te nasze cudowne Dwa Brzegi. Czyż nie wystarcza, że na
ścianie przybył nowy plakat, zdjęcia atakują z każdej galerii, a dzień bez
obejrzenia „Kryminalnych zagadek Dwóch Brzegów” w interpretacji GT jest dniem
straconym? Pisanie o tym wszystkim dodatkowo jeszcze i tutaj zakrawałoby już
chyba niemal o jakąś manię. Dlatego cały niniejszy akapit został poświęcony
temu tematowi. Dziękuję, skończyłem.
Później z kolei zrobiło się
smutno. Wakacje, wakacje, wakacje, a jednak biblioteka. Prawo, od którego
chciałem zrobić sobie filmowy detoks, dorwało mnie w swej najstraszniejszej,
cywilistycznej postaci. Byłem ZOBOWIĄZANY się uczyć. Ten czas na szczęście już
za mną. A Tobie na cywilistyczną walkę życzę mnóstwo siły. Zaspokój swych
naukowych wierzycieli osobiście lub rzeczowo. Tylko nie zakładaj nam hipoteki
na placu!
Dawno temu w czasach egzaminów
z doktryn polityczno-prawnych sugerowałem Ci, żebyś była jak Justyna Kowalczyk
(z racji motywacji ja pełniłem zaszczytną funkcję trenera Wierietielnego).
Teraz sugeruję zmianę dyscypliny. Bądź jak Radwańska!
/Profity za nazwisko, nie
backhand…/
…letnim przesileniu
Nie po raz pierwszy widzę u
siebie jakąś dziwną prawidłowość. Kiedy jest ciepło, widno, słonecznie, pięknie
i kolorowo, nie potrafię absolutnie nic tworzyć. Może właśnie dlatego jestem
taki leniwy w pisaniu. W długie, parne, gorące wieczory, w tropikach miejskiej
dżungli potrafi człowiekowi odbić złota palma. Ale nie potrafi sensownie
sklecić kilku (tysięcy...) słów. Zastanawia mnie ta prawidłowość. Czy to
naprawdę jest tak, że artysta musi być nieszczęśliwy? Że piękno na papierze
potrafi oddać tylko ból istnienia? Czy jedyną miarą sukcesu jest
autodestrukcja? No błagam! A może wystarczy podejść do tego wszystkiego z
przekornym rozsądkiem? W ciepłe dni nie piszę. Chyba że akurat mam ochotę coś
napisać – wtedy proszę bardzo! Ciepłe dni nie są od narzucania czegokolwiek.
Ciepłe i piękne dni są od tego, żeby z nich korzystać.
UPDATE: pomysł o tym, żeby
pisać o letnim przesileniu wpadł mi do głowy, kiedy pewnego bardzo gorącego
dnia w zeszłym tygodniu zbierałem się do pisania. Teraz zrobiło się zimno. Za
oknem pada deszcz. Gardło chrypi. Koniec z wyborami. BIERZ SIĘ DO ROBOTY M.!
KONIEC OBIJANIA!!!!!
…sławie, bogactwie,
pieniądzach. Albo jednak tylko o sławie.
Trafiamy pod strzechy! Jest to
doznanie wręcz mistyczne. Jak zobaczenie po raz pierwszy swojej fotografii na
Pudelku. Jak pierwsza mignięcie twarzy w telewizji. Jak debiut w ulotce Lidla.
Euforia, euforia, euphoria (Calvin Klein is like: co ty dziecko wiesz o
życiu...). Do tej pory byłem bowiem przekonany, że nasze korespondencyjne
pojedynki czytają tylko mniej lub bardziej z nami związani, spokrewnieni czy
spowinowaceni – zatem działający zazwyczaj pod presją („Czytałaś? Czytałaś?
Czytałaś? No i jak? Podobało Ci się?”) – ludzie dość nam bliscy. A tu taka
niespodzianka! Kilka dni temu, w okolicznościach zupełnie niespodziewanych
dowiedziałem się, że czytają nas też ludzie, o których istnieniu nie miałem wcześniej
zielonego pojęcia. A sam fakt skojarzenia mnie (no bo akurat to o mnie w tym
wypadku chodziło – a że o Ciebie nie, to już tylko Twoja wina! Trzeba było nie
usuwać Facebooka i nie wypisywać się z cywilizacji!) z naszym blogiem to już w
ogóle było niesamowite uczucie. Czyli znowu wracamy do euphorii /CK powinien mi
płacić za lokowanie produktu/. Już wiem, co czują ci wszyscy od wybitnych dzieł
literackich: Ibisz, Cichopek, Grochola, Marquez. C’mon baby, jestem autorem!
Jednocześnie zwracam się z
nieśmiałym apelem do naszych przypadkowych Obywateli Czytelników, którzy
chcieliby zwiększyć naszą motywację w dalszym pisaniu po murach placu:
Gościu znużony, gościu znudzony,
Jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony…
…wyślij SMS o treści POMAGAM
pod nr 695XXXXXX.
Koszt wg taryfy operatora.
Są rzeczy których kupić nie
można. (Taką rzeczą jest plac) Za wszystkie inne zapłacisz.
…wszystkich filmach
Czy wspominałem już, że mam
wakacje? Tak? To bardzo dobrze! Zamierzam powiedzieć o tym jeszcze kilka razy, żeby
samemu sobie to uzmysłowić. Jest to stan do którego jestem przecież zupełnie
nienawykły. Wczoraj zdałem sobie sprawę, że pierwszy raz od jakichś 11.
miesięcy nie mam przy sobie kodeksu cywilnego. Miałem go, gdy jechałem na
wigilię, narty do Szwajcarii, 2B do Kazimierza. Teraz mogłem z czystym
sumieniem go porzucić na przytulnej powiślańskiej półce, razem z innymi
książkami, służącymi wyłącznie do tortur i psychicznego znęcania się nad
niewinnymi adeptami prawa. Mam czas! I korzystam z niego. Zapomniałem już jak
niebiańską przyjemnością jest czytanie książek, których czytać nie muszę, a
chcę. Ponadto książek, które reprezentują poprawną, literacką polszczyznę, a
nie przemądrzałą w formie, prawniczą grafomanię.
W ciągu roku akademickiego
strasznie mało czytam dla siebie. I muszę przyznać, że mnie to boli. Dlatego
teraz czuję się jak narkoman na haju. Jak alkoholik, który wypłynął na morze
etanolu po długim detoksie.W czerwcu złapała mnie w BUWie odrobinkę tylko
starsza pani i z energią podekscytowanej 11-latki zaczęła mi tłumaczyć, że w
ramach akcji „Cała Polska czyta dzieciom” odbywają się warsztaty dziennikarskie
– wnuki (wskazała na gromadkę dzieciaków w wieku na oko 10-14 lat) i babcie
(wskazała na siebie) przeprowadzają wywiady. Pytanie od babci brzmiało, czy
zgodziłbym się wypowiedzieć do kamery. Takiej babci się nie odmawia (chyba
nawet trochę bym się bał, mimo że pani była przesympatyczna!). Pytania od
wnuków były przeróżne: czy warto czytać książki, dlaczego, czy dużo czytam.
Najbardziej krępujące było jednak pytanie na sam koniec: jaką książkę
przeczytałem ostatnio? Naprawdę mam powiedzieć, że „Prawo cywilne. Zarys
wykładu”? Niestety chyba właśnie to mają na taśmie. Koszmar!
Plany na wrzesień są ambitne:
zarówno filmowe jak i książkowe. A zatem:
„W ODCINKACH, FRAGMENTACH, SEGMENTACH… WSZYSTKIE FILMY!”
„W ODCINKACH, FRAGMENTACH, SEGMENTACH… WSZYSTKIE FILMY!”
…złym świecie
Bardzo gryzę się w język i
czasem bardzo się muszę powstrzymywać, żeby z naszego – dość sympatycznego
zazwyczaj – placu nie zrobić miejsca taniej (bo mojej) publicystyki. Powiem Ci
nawet, że czasem zastanawiam się, czy pod innym pseudonimem nie założyć
konkurencyjnego bloga na którym mógłbym wylewać wszystkie swoje frustracje, bo
mieszać Cię w to trochę mi jednak wstyd. Poza tym nie taka jest przecież istota
placu. Fakt jest jednak taki, że mam ochotę krzyczeć. Dla własnego zdrowia
psychicznego ograniczyłem ostatnimi czasy do minimum niezbędnego dla nazywania
się chociaż ćwierćinteligentem wszelkie programy informacyjne itp. Dawniej rano
słuchałem poranka w radiu informacyjnym (tu już bez lokowania produktu),
wieczorem odtwarzałem z Internetu (całe szczęście, że nie mam telewizora, bo
już w ogóle bym chyba zwariował) wieczorne wydanie serwisu informacyjnego. Teraz ograniczyłem się tylko do radia i to
nie każdego dnia – przynajmniej nie muszę oglądać tego szaleństwa. Nie wiem,
czy w ostatnim czasie to ja stałem się bardziej świadomy /a może
przewrażliwiony?/, czy to otaczająca nas rzeczywistość stała się tak
zwariowanym rollercoasterem? Hipokryzja wylewa się zewsząd, głupota i okrucieństwo
zresztą też. Politycy, dziennikarze, księża, publicyści, naukowcy, dyrektorzy,
pracownicy, związkowcy, papugi i tchórzofretki, czyli innymi słowy wszelkiej
maści ludzie i hieny, wygadujący takie bzdury, że sami nie mogą przecież w nie
wierzyć.
Świat oszalał. Obawiam się, że
ja szaleję wraz z nim. I chyba nie mogłem się powstrzymać, żeby takiego protest
songu tu nie umieścić.Naprawdę mam ochotę krzyczeć, niesiony naiwnym
złudzeniem, że krzyk jeszcze coś tu może zmienić. Od krzyku można też umrzeć – co
dość obrazowo pokazuje film Jerzego Skolimowskiego pod tym właśnie tytułem.
Jest zatem jeszcze dla naszego wiecznego spokoju nadzieja…
…dominacji
A na koniec: panowanie,
supremacja, hegemonia. Tak to opisuje mój ogromny słownik synonimów.
Dowiedziałem się ostatnio z kilku niezależnych źródeł, że „zdominowałem
rozmowę”. Zdaję sobie sprawę z tego, że gadułą jestem i kiedy wpadnę w słowotok
to koniec. A ściślej rzecz biorąc początek – monologu. Ale wystarczy, żeby ktoś
mi wszedł w słowo, to zwykle milknę. Najwyżej trochę będziemy się przekrzykiwać
przez moment, ale w końcu dam też rozmówcy dojść do głosu. Bo ja, wbrew
pozorom, uwielbiam słuchać ludzi i ich historii. A znając moją skłonność do
gadulstwa, staram się często hamować i kontrolować. Zatem mam do Ciebie bardzo
ważne pytanie: czy czujesz się zdominowana? No już! Szybciej! Odpowiadaj!
Czekam! No szybciej! Mów!!!
Pozdrawiam władczo,
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz