wtorek, 2 lutego 2016

Spadki, wpadki i inne wypadki


*robię minę*

Szanowna Krytyczko Filmowa,

nie wiem, czy od samego początku nie palnąłem gafy! No bo to takie skomplikowane: odmieniać czy nie odmieniać? Część społeczeństwa, na czele której stoją feministki i ministry, wyraźnie domagałaby się formy ‘krytyczka’. Druga część, ta obecnie bardziej wpływowa, wspierana najgłośniej przez pewną Panią Poseł, żądałaby żebyś była panią krytyk – oczywiście pod warunkiem, że krytykowałabyś słusznie, czyli tych, co trzeba. I tu dochodzimy do istoty problemu: dla pierwszej części obraźliwe byłoby nazwanie inaczej, dla drugiej tak. I tym sposobem nawet na placu został zburzony spokój. Przeraża mnie ta stała potrzeba określania się: trzeba być pro albo anty. A najgorsze jest to, że ja wciąż nie wiem, czy w kolejnym liście będę Cię musiał za to przepraszać.

W zasadzie to po tym wstępie powinny nastąpić rozbudowane dywagacje: pani premier czy premierka. A jeśli premierka to czego, kiedy i czy była wystarczająco krótka, by nie uznać jej za premierę.  Doszedłem jednak do wniosku, że są to dyskusje jałowe, więc po raz kolejny robię minę i przechodzę do sedna sprawy, spuszczając na to kurtynkę myślenia.

Sedno sprawy jest takie, że przyszedł luty (podkuj buty!). Co jeszcze bardziej oczywiste, minął styczeń – czas intensywnej zimowej nauki. Jakieś sesje, jakieś kucie. Noc przychodzi szybko, dzień trwa krótko, zimno, wiatr, deszcz, gwałty, morderstwa, dziura ozonowa, deficyt budżetowy, zło, choroby weneryczne, głód i ogólna rozpacz. A także kolokwia.

Jak sobie z tym trudnym czasem radzą studenci? Otóż, wbrew pozorom, okazuje się, że mało kto ma czas by oglądać filmy lub pisać recenzję dla Katolickiej Agencji Filmowej. Ja – to przykład, który siłą rzeczy najprościej mi opisać – oglądałem ostatnio wyłącznie stare polskie produkcje i to też tylko w celach naukowych. Chociaż i tak polecam! Kiedyś to potrafili kręcić… Obawiam się, że w tym roku nie będzie na placu wielkich dywagacji o Oscarach, bo najzwyczajniej w świecie, nie widziałem żadnego filmu, który liczy się w walce o statuetki. Nie wiem, czy zdążę nadrobić zaległości przed tym jak Leonardo dostanie/nie dostanie złotego chłopka. Zdążyłem za to zrobić kilka spostrzeżeń, odpowiadając na pytanie z początku akapitu. I oto co mi wyszło:

W ostatnich dniach, wszędzie dookoła mnie studenci prawa uczyli się ubezpieczeń społecznych, bardzo zresztą ten fakt przeżywając. Mi również udzieliła się ta atmosfera, bo doskonale pamiętam, jak bardzo stresujące jest to wydarzenie w życiu każdego studenta Uniwersytetu Warszawskiego. Nie żebym dyskryminował żaków z innych uczelni, ale w tym wypadku jest to uzasadnione. Los obdarza nas różnie. UW obdarzył Boginią Ubezpieczeń! A mnie dodatkowo limerykiem.

Doznawszy wypadku pośrodku kampusu,
poszedł raz hipster błagać do ZUSu:
Dajcie mi rentę, odszkodowanie
Jak zjeść tu inaczej śniadanie!?
I cóż? Nie będzie już nigdy humusu…

Studenci uczą się też prawa spadkowego. Ewentualnie rodzinnego. Ewentualnie rodzinnego i spadkowego. Czasem idzie to gładko i bez problemów. Czasem zdarzają się perturbacje. Jakiegoś profesora zawieszą za plagiat, jakiś egzamin stanie pod znakiem zapytania. Wieści szybko się roznoszą, prawda? Ot, takie tam wypadki…

Wydarzył się smutny wypadek,
Natychmiast otworzył się spadek,
Krewni szukają dobrodziejstw inwentarza,
Każdy swój własny testament przetwarza,
przy lamencie samotnych sąsiadek.

Do lamusa odeszły też czasy, w których studiowanie było czasem błogiego lenistwa (w tych krótkich przerwach, gdy akurat się niczego nie zakuwało). Nie ma już studenckiej braci, która korzysta z dobrodziejstw przedłużonego dzieciństwa. Korpo, korpo, korpo i jeszcze drugi etat. Byle tylko to ładnie wyglądało w CV, żeby później dostać dobrą posadę i móc jeszcze więcej czasu spędzać w korpo. Zatem studenci również pracują.

Dziś nazbyt często od nadmiaru pracy
Lasuje się nam mózg, szanowni rodacy,
Rzekł pewien profesor mądry
Z pomocą trąbki, spod kołdry,
Bo w łóżku najlepiej myślą dziwacy.

 W lutym są też walentynki. Krew, nie woda, jak mówi w „Ranczo” pani Michałowa. Zatem studenci chodzą też na randki. A gdy randki nadmiernie się przedłużają, zostają owi studenci beneficjentami rządowych programów.

Na randce zdarzyła się wpadka,
zatem pięć stówek na dziatka
z budżetu w kopercie leci.
Cieszą się wszystkie dzieci.
Na Apple’a hajs ma już matka.

Niektórzy studenci również piszą. Na przykład listy na plac. Albo testamenty. Albo jedno i drugie. Spisując niniejszym w formie listu testament elektroniczny, który wprawdzie nie jest dopuszczalny przez naszego ustawodawcę, ale ja nie zamierzam się tym szczególnie przejmować, czynię Cię moją zapisobierczynią zwykłą (choć niezwykłą!) i zapisuję Ci na wypadek mej literackiej śmierci, moją część placu. A wszystkim studentom, wiernym czytelnikom, życzę powodzenia w nadchodzących holograficznych (pisanych od początku do końca własnoręcznie, opatrzonych własnoręcznym podpisem oraz datą – chociaż nie jest to bezwzględny wymóg) egzaminach.

Podpisując się własnoręcznie na klawiaturze,
M.

Ps. Właśnie się dowiedziałem, że Meryl Streep będzie przewodniczącą jury na Festiwalu Berlinale. Ach jakby się chciało być tam guidem-wolontariuszem! Nawet po niemiecku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz