niedziela, 3 kwietnia 2016

Tertia aprilis

Mój drogi duży Picasso!

Komputerowe gry edukacyjne to jest w ogóle osobny temat. Pamiętam grę, która uczyła zasad gramatyki języka polskiego poprzez rozwiązywanie zagadek w mitycznym labiryncie a w wielkim finale było starcie (oczywiście z przydawką i okolicznikiem za oręż) z samym Minotaurem. 

Ta gra nie była przyczyną mojej fascynacji językiem polskim. 

Jak dowiedziono powyżej, komputerowe gry edukacyjne to osobny temat. Tymczasem chciałabym (bo linia śmierci się zbliża) przejść do mojego dzisiejszego przedmiotu zainteresowania. Najefektywniejszym sposobem na to będzie, oczywiście, przyśpiewka ludowa.

Przyśpiewka ludowa o życiu, czyli życiowa przyśpiewka ludowa

nie twoja stara
i nie twój stary,
lecz życie pisze najlepsze suchary!

nie Maciej Pol, 
nie Andrzej Zoll, 
lecz życie to jest największy troll!

Chcę Ci dzisiaj opowiedzieć o moim prima aprilis. Tego dnia, natychmiast po wstaniu z łóżka obiecałam sobie, że nie dam się nikomu dzisiaj nabrać, że będę cały czas trzymać gardę, mieć się na baczności i nie wierzyć w nic, co ma choćby pozór niedorzeczności. Największą przeszkodą jest w takich sytuacjach moja wrodzona naiwność, ufanie ludziom i, co gorsza, zakładanie, że kierują nimi dobre intencje!

Dwie godziny później, siedzę we wspaniałym Collegium Maius, na metodologii badań porównawczych, nieco znudzona. Otrzymuję smsa o treści: "Pozdrawiam z muzeum piernika". Autorka to moja przyjaciółka, o której a) wiem, że jest na Erasmusie w Niemczech, b) nie wiem nic o tym, żeby odwiedzała teraz Polskę. Zważ moją naiwność! Zapomniawszy o porannych obietnicach z ochotą umawiam się na spotkanie. 

W międzyczasie dowiaduje się jeszcze, że wszystko, o czym myślisz, gdy słyszysz Orient, to tak naprawdę efekt niechlubnej kolonialnej przeszłości. I, że większe znaczenie, niż byś się spodziewał ma tutaj spotkanie przez Flauberta egipskiej kurtyzany. Które to, opisane jako spotkanie z przeciętną kobietą Orientu, powielane i przekształcane, ukształtowało nam fałszywy obraz Bliskiego Wschodu. I nie ma jak tego odkręcić, nie pomoże nawet morderstwo w Orient Expressie. (Maciej Orłoś be like: a w Teleexpressie?)

Na innych zajęciach mam okazję pochwalić się wiedzą, że toruński areszt to panoptikon, model więzienia zaprojektowany przez Benthama, na co wszyscy przewracają oczami, po raz kolejny uświadamiając sobie prawdę tkwiącą w powiedzeniu "Po czym poznać studenta prawa? Sam ci o tym powie". Na kolejnej godzinie dowiaduję się, że przymiotnik od historia sztuki brzmi historyczno-sztuczny. Wspominałam już, że komparatystyka jest fajna?

Wreszcie kończę zajęcia i udaję się na spotkanie. I wiesz co? To nie był prima aprilis! Ola rzeczywiście przyjechała, razem z Amber z Kanady. Spędziłyśmy miłe popłudnie, poszłyśmy na kawę to kawiarni inspirowanej serialem Friends i pierwszy raz w życiu zauważyłam smoka na Szerokiej. Okazało się nawet, że mamy (z dziewczynami, nie ze smokiem) wspólne plany na popołudnie, czyli podróż do Bydgoszczy. Umówiłam się z tatą, że odbierze mnie z dworca. Przekazałam dalej pałeczkę. Kiedy mówiłam mu przez telefon, że będzie miał dwie dodatkowe pasażerki, w tym jedną Kanadyjkę z Kanady, nie był wcale zdziwiony. Jednak później wyznał mi, że był praktycznie pewien, że to podpucha. I nawet już po spotkaniu Amber czekał, aż przestaniemy rozmawiać po angielsku. No, ale nie przestałyśmy, bo ona naprawdę była z Calgary! Szkoda, że nie Amber z House'a, but still.

A swoją drogą, nie trzeba specjalnej daty, żeby udawać obcokrajowców. N'est pas vrai?

Morał z tego taki, że nie wkręciłam nikogo, ani nikt mnie nie wkręcił, a jednak spędziłam zaskakująco 1 kwietnia.

Pozdrawiam wielki świat, 
Karolina 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz