Drogi M.,
Siedzę sobie właśnie przy otwartym balkonie, jest
przepięknie, ledwo zaszło słońce, drzewa sobie szumią i jest idealna
temperatura. Jeśli chodzi o klimat to koniec maja powinien trwać przez cały
rok!
Wczoraj miałam moment podobnego zachwytu na toruńskiej
starówce. Na zaliczenie z historii sztuki miałam za zadanie przyjrzeć się gotyckim
i neogotyckim budynkom i wybrać jeden do analizy. Jako pierwszą na warsztat wzięłam katedrę śś. Janów. To ten budynek, który robi największe
wrażenie, gdy patrzymy na panoramę miasta od strony Wisły (czyli jak Zawiślak). Na początku wydawało mi
się, że trochę głupio tak stać samemu na środku chodnika z zadartą głową i
gapić się na katedrę. Czego się jednak nie robi dla dobrej oceny.
Po chwili okazało się, że ludzie mijają mnie zupełnie obojętnie,
rozkrzyczane wycieczki szkolne wymachują drewnianymi mieczami, siostry zakonne
przemykają z katedry na drugą stronę ulicy i naprawdę nikt nie zwraca na mnie
uwagi. Cudownie. Czemu nie robię tego codziennie? Patrzę w górę i usiłuję rozpoznać jak najwięcej elementów
architektonicznych. Wokół zielone drzewa, słońce świeci ostro. Pięknie jest.
Staram się skupić na gotyku. Blendy? Są. Kwiatony? Są. Żabki? Są. Wieloliście?
Ostrołuki? Maswerki? Check. Check. Check. Nikogo nie obchodzi, że tutaj stoję i
się gapię. To wspaniałe uczucie. Postanawiam obejść kościół. Poznaję miejsce,
gdzie rok temu nasz wspólny znajomy ze smutkiem stwierdzał, że na Erasmusa wyjedzie
nasza wspólna znajoma. I z kim on będzie na kebaba chodził? (Ostatnio był ze
mną, ale nie mów Kasi!)
Trafiam na otwartą furtkę w murze otaczającym katedrę.
Wchodzę na ogrodzony teren i patrzę na bok kościoła. W witrażach rozpoznaję
charakterystyczny ornament. Tylko jak on się nazywał...? Rybie oko? Rybia łuska? Sprawdzam
szybko w telefonie. Rybi pęcherz! Kątem oka widzę, że jakiś pan idzie wzdłuż
muru. Pewnie skończyła się msza, w końcu było tam przy wejściu trochę ludzi
jeszcze kilka minut temu. A więc rybi pęcherz. Jak to miło i przyjemnie popatrzeć sobie na gotyk i rozpoznać rybi pęcherz.
Ale co to? Ten pan wydaje się iść w moją stronę. Czy to już
człowiek nie może sobie spokojnie popatrzeć na gotyk?!
- Proszę się zbierać, bo powoli będziemy zamykać!
- Och, oczywiście, przepraszam. Ja tu tylko patrzę na
architekturę, bo mam jutro zaliczenie z historii sztuki. Już wychodzę.
- Z historii sztuki? A z kim? – pan kościelny wydaje się
zaciekawiony. Czyżby skończył historię sztuki? Jeszcze mnie zacznie
egzaminować! Lepiej stąd iść.
- Z profesorem P. Do widzenia!
- Aaaaa. To nie znam.
- Tak. Do widzenia! – zmierzam już w stronę bramy, gdy słyszę:
- A W KTÓRYM ROKU URODZIŁ SIĘ KOPERNIK??? – odwracam się, niepewna czy pytanie jest skierowane do mnie. Jest. Niech. To. Szlag.
W tym momencie warto zatrzymać akcję by wjechać kamerą przez moje zszokowane oczy wprost do głowy i odkryć tam dwie walczące ze sobą myśli.
Oto przybliżony zapis tej sytuacji:
Uśpiony Geniusz: 1437! Dlaczego ta data nagle pojawiła się w
Twojej głowie? To na pewno dobra
odpowiedź. Twoja podświadomość przychodzi Ci z pomocą by uratować Twój
zagrożony honor. Powiedz 1437 a zyskasz wieniec zwycięstwa i wieczną sławę!
1437! Na pewno.
Mierność nad Miernościami: Nie masz zielonego pojęcia kiedy
urodził się Mikołaj Kopernik. Może w 1437 a może w 1385 albo 1399? Właściwie w
tej chwili nie masz pojęcia nawet czy Mikołaj Kopernik w ogóle żył, czy nie był
przypadkiem hugenocką legendą albo XIX-wiecznym hochsztaplerem. Czy był Polakiem? Czy był kobietą? Czym się różnił od Kolumba? Nie mów 1437. To bez sensu. Już i tak przegrałaś
z tym dzwonnikiem z Notre Dame.
Geniusz: Chyba z st Jean jak już, geniuszu… Powiedz 1437! Pomylisz się
maksymalnie o 100 lat! No!
Mierność: Nie. Wydało się. Jesteś, jak mawiała dobrodusznie mama na swoje niektóre studentki, taką siuśmajtką.
Wszystko to dzieje się w ułamku sekundy, po którym mówię:
- Nie wiem, proszę pana, nie mam pojęcia. Przepraszam. Wstyd
się przyznać. Nie wiem….
Geniusz: Facepalm.
Pan kościelny cieszy się, że przyłapał in flagranti kolejnego studenta niegodnego tej nazwy.
- HA! Pani profesor Jakaśtam miała rację, kiedy
powtarzała, że ci studenci to nic nie wiedzą! Studenci Uniwersytetu Mikołaja
KOPERNIKA!!!!!!! Nic nie wiedzą!
- Nie wiedzą. Tak. Przepraszam. Do widzenia panu – Quasimodo jednak
nie odpuszcza.
- A kiedy jest wolne?
- Słucham? Czy chodzi panu o najbliższy długi weekend? W piątek
po Bożym Ciele jest wolne, jak zwykle - wygląda na to, że facet jest zwyczajnie stuknięty; czym ja się przejmowałam. Co to ma do rzeczy w ogóle.
- NIE. Nie. Nie. Kiedy jest święto uczelni na pamiątkę daty
urodzenia Mikołaja Kopernika? Macie wolne! W lutym!
Geniusz: Poddaję się. Ale jeśli ten rok był dobry i go nie
wykorzystałaś to ja umywam ręce od tej klęski.
- Nie wiem, proszę pana – niesamowite, że jeszcze minutę temu ten dzień
wydawał mi się piękny.
Pojawia się znienacka drugi mężczyzna, być może moje wybawienie
z tej sytuacji. Chyba potrzebujący czegoś współpracownik.
- Słuchaj, potrzebuję pulpitu… - zwraca się do niego; za
chwilę zauważa mnie – ale jak ci się dobrze rozmawia to nieważne...
- Nie, nie, ja właśnie wychodzę!!! Do widzenia – mówię szybko, odwracam się na pięcie i
pędzę do bramy. Słyszę już tylko jak kościelny mówi do pracownika
- JA TU EGZAMINUJĘ! – i już tylko z oddali dochodzą do mnie narzekania na żałosny poziom toruńskich studentów.
Po chwili jestem już bezpieczna, wtopiona w tłum na Szerokiej.
Dyskusja w głowie odżywa.
Geniusz: TO NA PEWNO BYŁ 1437.
Wyciągam komórkę. Chwila prawdy. Być może straciłam twarz
zupełnie niepotrzebnie? Szybko. Google.
1473
Mam fotograficzną pamięć. Dwie
cyferki mi się przestawiły.
Geniusz i Mierność piją na zgodę.
Na zdrowie!
Karo
PS Dostałam piątkę z tego zaliczenia.
PS 2 To już druga sytuacja w tym roku, kiedy przypadkowy starszy pan znienacka mnie egzaminuje. Ale ostatnio wiedziałam wszystko. I że Arystoteles był nauczycielem Aleksandra Macedońskiego, i że ten ostatni rozciął węzeł gordyjski. O co tutaj chodzi? Czy jestem poddawana jakimś testom?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz