czwartek, 14 lipca 2016

Gadał dziad do obrazu


Drogi M.,

Tak się cieszę, że zdałam już wszystkie możliwe procedury, bo procedura to bzdura.


Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, że to była pierwsza sesja ze snapem. Liczba Twoich snapów ze słynnego BUWu przerosła najśmielsze oczekiwania. Podniosła rating Polski o wiele punktów procentowych. Przekonała mnie też, że jeśli myślę, że dużo się uczę to... nie. (BUW + M = still a better My Story than twilight). Najpierw myślałam, że może Ty tam więcej snapujesz niż czytasz, ale szybko stało się jasne, że nawet gdyby na jednego snapa przypadał tylko jeden zapamiętany artykuł, to, kurczę blade, może trzeba przestać oglądać Your Story i otworzyć ten kodeks? Wtedy okazało się, że do teorii prawa nie ma kodeksu!!! 

Tak czy owak, grunt, że "ekzamenatsionnaya sessiya" uże paszła! I haraszo. Zawsze po niej jest to pewne odkrycie, że istnieje świat poza usosem. Co tam słychać? Na przykład u mnie w rodzinie zbliża się wesele. I to przypomniało mi o pewnym wykładzie z historii sztuki... To był jeden z tych wykładów, które wprawiają w zachwyt i grozę i chcesz, żeby trwały i trwały... No nieważne, na prawie takich nie ma, sorry. (A procedury? Nawet procedury to nie to.)

To jest portret małżonków Arnolfinich:

#SQUADGOALS

#WIERNOŚĆ
Portret jak portret. Van Eyck jak van Eyck. Dość znany obraz. Możemy iść dalej, mamo? Nie możemy. Interpretatorzy (czyli taka jakby doktryna, orzecznictwo) doszukali się różnych symboli i wyszło im na to, że to jest właściwie obraz idealnego małżeństwa. Piesek symbolizuje wierność, zielony kolor sukienki nadzieję i bycie tej pani przy nadziei. Na oknie są jabłka i mandarynki, które symbolizują dostatek (czyli w PRL mieli rację z tymi cytrusami). Pan stoi bliżej okna a pani bliżej alkowy, bo ona jest przykładną żoną dbającą o domowe ognisko, a on zaradnym, dzielnym kupcem, który potrafi coś załatwić i jak jest żarówka do wkręcenia w chałupie to też wkręci, a nie łachudra pół tygodnia łazi a żarówka nie wkręcona. Ekhem, przepraszam, nie wiem skąd tu Joanna Kołaczkowska...

Wszystko fajnie, ale można zauważyć jeszcze jedną rzecz. Co oni mają na ścianie napisane? Mane, tekel, fares? Nie, to jest podpis malarza. A dokładniej "Jan van Eyck tu był". Taki chuligan graficiarz z tego van Eycka. Zapłacili mu pieniądze za portret a on w centralnym punkcie umieszcza swój podpis i jeszcze się cieszy.
  
#WRITINGSONTHEWALL

#PISSEDOFF
A pod tym podpisem naszego dowcipnisia, jeszcze większa heca. Figiel niesamowity. Czyli to:



#MIRRORSELFIE

Lustro. A w tym lustrze widać Arnolfinich z tyłu i malarza. Bo lustro odbija. Czy nie? Czy małżonkowie nie powinni na odbiciu także trzymać się za ręce? Czy tam nie ma co najmniej dwóch osób na miejscu malarza? A więc może tam się odbija osoba patrząca na obraz? Czy van Eyck zakpił sobie z Arnolfiniego? Gdzie kończy się obraz a zaczyna prawdziwe życie? Czy świat jest jednym wielkim oszustwem?

KIM JEST ARNOLFINI? 


Całkiem sporo zagwozdek jak na jeden obraz. I chyba dlatego doczekał się tylu przeróbek... Jest tego cały internet i jeszcze więcej. Tutaj tylko parę przykładów. Jest wersja islamska:


#JIHART

Jest wersja współczesna:
#HASHTAG 
Ponieważ zabawy z lustrem przywodzą na myśl fotografię to i sporo artystycznych zdjęć na ten temat można znaleźć.



A to moje absolutnie ulubione. Czy nie jest piękne?

#INSTAGOOD
 Tymczasem na snapie...



#OURSTORY

Uważam, że życie jest trochę jak "Portret małżeństwa Arnolfinich". Wszystko ma jakieś ukryte znaczenie, a po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że w ogóle chodzi o co innego. 

Trzymaj się, M.
Twoja historyczno-sztuczna,
Karo



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz