piątek, 11 listopada 2016

Byłem w Luksemburku



Motto:
 Byłem ja w Luksemburku, nie raz, nie dwa razy!
Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy!
Co za miasto! Nikt z Panów nie był w Luksemburku?
Chcecie może plan widzieć? mam plan miasta w biurku.
>>trochę Mickiewicz, trochę M.<<

Droga Karo,

niedogrzane budynki użyteczności publicznej, pastelowe kolory, herbata i Magda Umer w tle: jeśli to recepta na złotą polską jesień to istnieje spore prawdopodobieństwo, że Rzeczypospolita najechała niewielki kraj położony w centrum zachodniej Europy, gdyż i tutaj sprawy mają się podobnie. Wprawdzie z dynastią Luksemburczyków mieliśmy trochę problemów, ale było to dobre pół tysiąclecia temu i myślę, że skazywanie niewinnych mieszkańców tego ułożonego i żyjącego w dostatku kraju na coś więcej niż naszą meteorologię mogłoby być dla nich zbyt wielkim szokiem. Romantyzm i idee Mickiewicza czy Słowackiego w końcu wciąż w Polakach pokutują i to chyba trochę źle. A w każdym razie nie zgadza się to z pragmatyzmem, który króluje tutaj.

Biorąc pod uwagę mój blisko dwumiesięczny staż (włącznie z posiadaniem oficjalnego statusu rezydenta w Wielkim Księstwie Luksemburga, a co za tym idzie nawet ichniejszego PESELu), postanowiłem wyjaśnić kilka kwestii, które potencjalnie mogłyby zachęcać Sopliców, Horeszków i ich pobratymców do najazdu. Dla dobra i spokoju moich nowych współrezydentów.

Luksemburg to Lichtenstein
Wyjaśnijmy to na samym początku. Nie. Po prostu nie. I jeszcze raz nie. Nie wskazuje na to ani geografia, ani używane języki, ani ościenne kraje, ani nic innego poza byciem księstwem (wprawdzie niewielkim, ale nie Wielkim!) i nazwą rozpoczynającą się na L. To jednak dość popularna pomyłka. Bazując tylko na moich statystykach, dotyczyła około 40% osób z którymi rozmawiałem. Porównując badania innych obecnych tu statystyków, jest to jednak zjawisko dość powszechne.

Wszystko w Luksemburgu jest drogie
Znowu błąd. A właściwie nieścisłość. Ja użyłbym raczej określenia absurdalnie drogie. Ewentualnie – okropnie drogie – dla podkreślenia negatywnego nastawienia. Ma to jednak swoje dobre strony – kiedy wraca się do macierzystego kraju, nawet jeśli nadal jesteś tak samo biednym studentem, nagle okazuje się, że stać cię niemal na wszystko. Bo wszystko jest takie tanie. Moja historyczka zawsze podkreślała, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie wiem tylko, czy brała poprawkę na to, jak drogie może być to siedzenie.

Nie od razu Luksemburg zbudowano
Zdecydowanie nie, bo właściwie – mimo ponadtysiącletniej historii – nadal go budują. Widać tu pewną analogię. Kilka lat temu podczas kampanii wyborczej królowało hasło „Polska w budowie”, w trakcie ostatniej „Polska w ruinie” (swoją drogą przy takiej tendencji aż strach pomyśleć w czym będzie przy następnych wyborach…). Jeśli wyznacznikiem mają być hasła wyborcze to Luksemburg jest mimo wszystko na etapie budowy, bo buduje się tu wszystko i wszędzie. Przez nowoczesną dzielnicę Kirchberg, pełną biurowców i europejskich instytucji, właśnie przeprowadzana jest linia tramwajowa, która docelowo ma być nową osią transportu miejskiego – coś jak metro, tylko nie pod ziemią. Budowany jest zatem ogromny most, który na wysokości kilkudziesięciu metrów przewieszony ma być przez dolinę, która przedziela różne części miasta. Drugi, równie imponujący, powstaje półtora kilometra dalej. W samym centrum, w miejscu dawnego dworca autobusowego i tuż obok mojego ulubionego – z nazwy – przystanku „Hamilius” jest wielka dziura w ziemi. Budują tu wielkie centrum rozrywkowo-kulturalno-jeszczewiększoparkingowe. Po drugiej stronie ulicy rośnie biurowiec i apartamentowiec. Moja codzienna droga do miasta skutecznie spowalniana jest przez roboty drogowe, ciągnące się przez 5 kilometrów na przedmieściach – wymieniają rury umieszczone tuż pod nawierzchnią oraz tworzą buspas. Z tego powodu, jak na razie, autobusy stoją w wyjątkowo długich korkach. Nie kursują dwie linie kolejowe na północ kraju – budowana jest nowa stacja w centrum ‘City’ i przy okazji wymieniane tory poza miastem. A przed dworcem głównym robią właśnie wysepkę na przejściu dla pieszych. Taki stan trwa tu odkąd wszyscy pamiętają. I jak bardzo obrazowo opisał to pewien pan po czterdziestce: „Kiedy skończą się te remonty? Cóż… pewnie tuż po tym jak w końcu umrę. Tak na złość”.

Luksemburczycy istnieją
Nie żebym miał na potwierdzenie lub zaprzeczenie tej tezy wielką grupę badawczą. Wręcz przeciwnie. Większość ludzi, których spotyka się na ulicach/w sklepach/uczelniach/autobusach/barach/restauracjach/biurach/gdzie-jeszcze-można-pójść to obcokrajowcy. Część z nich osiedliła się tu zwabiona najwyższym PKB na mieszkańca w tej części galaktyki. Inni codziennie dojeżdżają zza granicy (najbliższa zagranica jest oddalona o jakieś 15 kilometrów). To powoduje, że codziennie wszystkie autostrady, drogi, ścieżki i dukty wypełnione są szczelnie sznurami samochodów poruszających się w tempie sunącego lodowca. Same nie są jednak zamrożone – chroni je przed tym dodatnia (przynajmniej jak dotąd) temperatura oraz bardzo dobre ogrzewanie. Są to bowiem zazwyczaj bardzo dobre samochody. Siedzą w nich właściciele bardzo zadowoleni ze swoich bardzo dobrych samochodów, jak również swojej bardzo dobrej pracy, skutkującej bardzo dobrą płacą, która ma niewątpliwy wpływ na ich bardzo dobre życie. Nie trąbią na siebie i nie wyprzedzają poboczem. Wpuszczają na swój pas włączających się do ruchu. Nie przeszkadza im to, bo wiedzą, że mają dobre życie, dobrą pracę, płacę, dom i samochód. Słuchają radia, bo mają dużo czasu i duży wybór: radio po francusku, po niemiecku, po luksembursku. Tak, istnieje język luksemburski. Jest w zasadzie mieszanką niemieckiego i francuskiego, z dużą przewagą pierwszego. Jest w zasadzie niemieckim, tylko że zamiast danke mówi się merci. Niemcy mówią, że to dialekt, ale Luksemburczycy bardzo się na to oburzają. I pilnie strzegą tego, żeby ich język przetrwał. Przeciętny Luksemburczyk włada zazwyczaj luksemburskim, francuskim, niemieckim i angielskim na różnym poziomie zaawansowania każdego z wymienionych, w zależności od osoby, wieku, wykształcenia, miejsca zamieszkania. Sprawia to czasem spore problemy. Przykład osoby dotkniętej problemem nazywa się Alexandre i spędziłem z nim w minionym tygodniu 45 minut. Alexandre jest typowym Francuzem i jako taki jest oczywiście fryzjerem. Będąc typowym Francuzem włada biegle językiem francuskim i żadnym innym. Jest równie oczywiste, że jako typowy Francuz zamieszkały w tej części Francji pracuje w Luksemburgu. Ale nie zawsze tak było. Alexandre zaczął pracę w północnej części miasta 2 lata temu. Nie była to nowoczesna dzielnica i większość mieszkańców stanowili starsi, stateczni, siwowłosi. Z czterech języków wyjątkową wagę przywiązywali do luksemburskiego. Stanowiło to swego rodzaju problem, bo trudno spełnić życzenie klienta, nie rozumiejąc życzenia klienta. Teraz Alexandre rozumie już kilkanaście zdań po luksembursku i byłby z tego powodu bardzo zadowolony, gdyby od półtora miesiąca nie pracował w innym salonie, w którym większość klientów mówi… po angielsku. Alexandre kupił sobie samouczki na CD, ale nie bardzo mu to idzie. Chciałby się zapisać na 6-miesięczny wieczorowy kurs języka angielskiego, ale ma małe dziecko, którym musi się po pracy zajmować, bo jego dziewczyna pracuje do późna w sklepie, jej szefowa jest beznadziejna i same z nią problemy (z nią czyli z szefową; chociaż z dziewczyną też. Tu następuje lista problemów). No i dziewczyna wraca do domu dopiero przed północą. Alexandre nie jest w stanie zrozumieć swoich klientów, więc nie jest zadowolony ani ze swojego życia, ani z pracy, ani z życia, ani z Luksemburga. Ale nie jest nawet Luksemburczykiem. W międzyczasie zaproponował mi kawę za którą podziękowałem - ani trochę nie zaschło mi w gardle.

Podważanie rozmiarów Wielkiego Księcia jest przestępstwem
Nieustannie zastanawiam się dlaczego Wielkie Księstwo Luksemburga jest Wielkim Księstwem skoro jest jednocześnie dosyć małe. Faktu, że jest Księstwem należy upatrywać w tym, że rządzi nim książę i to akurat się zdarza. Ma na imię Henri i jego ileśtam-pradziadkiem był Ludwik XIV. Prawo i wikipedia stanowią, że jest Wielki, chociaż żaden z niego dryblas i to raczej nie od jego rozmiarów ta nazwa. Oficjalna siedziba Wielkiego Księcia znajduje się w okazałym budynku na starówce; w tym samym miejscu jest też izba deputowanych. Podobno jednak mieszka gdzieś pod miastem i trudno mu się dziwić, bo wyobraź sobie, że miałabyś mieszkać w sejmie… Luksemburczycy (stanowiący wprawdzie mniejszość w swoim kraju, ale reszta w zasadzie nie ma odmiennego zdania) kochają swojego wielkiego księcia niezależnie od powodów jego wielkości. On sam też lubi pojawiać się wśród nich. Podczas nocy muzeów, w towarzystwie premiera wychodził z budynku narodowego muzeum historii miasta. Zamknęły się za nimi szklane drzwi i ruszyli przed siebie. W przeciwne przed siebie szła z kolei pewna pani, która dostrzegłszy monarchę podążyła za nim wzrokiem i głową, nie informując o tym jednak nóg. Kiedy wreszcie weszła w zamknięte drzwi zarówno premier jak i książę jak i wszyscy dookoła zwrócili na nią uwagę. Premier zdusił parsknięcie śmiechem, wielkiemu księciu nie drgnęła nawet powieka. Nie wiem, czy to świadczy o wielkości, ale zawsze to jakaś hipoteza. Jeżeli nie, jest szansa, że następny list wyślę do Ciebie ze Schrassig – to taka luksemburska wersja Tower do których wtrącają wszystkich wątpiących. Inne przestępstwa raczej się tu nie zdarzają.

Tam BUW twój, gdzie serce twoje
Wszystkie biblioteki w Luksemburgu są zamknięte w soboty i niedziele, co jest skandaliczne i bardzo utrudnia mi bycie studentem. Jak również o jakieś 2/7 zmniejsza częstotliwość w jakich biblioteki będą wspominane na placu. Bo serce, mimo wszystko, zazwyczaj lubię mieć przy sobie.

Będzie za to więcej o Luksemburku, z którego pozdrawia Cię serdecznie nie Telimena tylko
M.
Tu nie mieszka Wielki Książę ani ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz