środa, 11 stycznia 2017

PRowiec bez targetu

Cześć M.,

Jak się zabrać do pisania po takim czasie, gdy wstyd i nie wiadomo od czego zacząć? Czy przytaczać listę spraw, które przecież samemu się wzięło na głowę? Czy usprawiedliwiać się szczegółowo, że Licheń, że wirus, że studia, że prawo handlowe? Już widzę jak mi odpowiadasz, że Ty zdążyłeś w tym czasie jakoś być w Luksemburgu i w Berlinie i w Tczewie i znowu pewnie w Luksemburgu i, że droit bancaire to też niełatwe... A może udać, że nic się nie stało, zacząć od miejsca gdzie się skończyło i cześć? Czy robić długie wstępy o pisaniu wstępów czy to żałosne? Czy po długim niepisaniu powinno napisać się długi list, chociaż osobiście uważa się, że długość nie ma znaczenia, przynajmniej nie w epistolografii?

A jak się już upora człowiek ze wstępem, to przecież dalej trzeba! Co tu rozwijać? Czy pomysł na wstęp przekuć na pomysł w cały list i rozważać tak, aż do zakończenia i pozdrowień? A więc list o pisaniu listu? Czy to już było? Powieść w swoim rozwoju odrzucała bohaterów, fabułę, bycie "o czymś" aby coraz bardziej być sama o sobie i o akcie pisania a nawet o czytelniku, bardziej niż o tym, co w głowie autora. A może, jak w Grze w klasy (nie czytałam, ale chodziłam na zajęcia) teraz powinno być kilka opcji do wyboru dla Ciebie? Decyzja o dalszej treści listu. Jeśli chcesz poczytać o A, przejdż na stronę X. Jeśli wybierasz B, przejdź na stronę Y. Ale internet nie ma stron. Przynajmniej nie w tym znaczeniu.

Czy to jest irytujące do czytania? Naprawdę jestem ciekawa. Bo pisze się to świetnie. Ale czy o tym ma być do końca? I o tym, że może powinnam rzucić pisanie i zająć się zawodowym robieniem snapów? Czy wspominać, że stukają drugie urodziny bloga? I że właściwie każdy z napisanych do Ciebie listów miał pierwotnie wyglądać zupełnie inaczej, a potem zabieram się do pisania i, na przykład, piszę meta tekst o akcie pisania listu? Chociaż mam właśnie w pliku w Notatniku zarys całego listu o Camerimage (obiecana dalsza część z listopada) a także kilka słów komentarza o Czerepachu? O tym Czerepachu to prosta myśl tylko: być może Meryl miałaby szansę na zwycięstwo bez wyżej wymienionego. Ale na pewno jego obecność w kręgu kandydatki byłaby wskazana z jednego prostego powodu: kto potrafi lepiej i bardziej przekonująco wykrzykiwać: Geniusz!

Ranczo się skończyło. A ja jeszcze tego listu nie kończę. Za to umieszczę tu niedawno napisaną przyśpiewkę, w której podmiot liryczny uparł się na jeden rym.  



1. Ja sobie radze doskonale
nie potrzebuje ciebie wcale
tylko gdy biegnę za Forrestem
uświadamiam sobie, że jestem

Jak klozetowa bez klozetu
Jak Internauta bez Onetu
Jak klarnecista bez klarnetu
Jak programista bez apletu

Jak niski gość bez taboretu
Mickiewicz Adam bez sonetu
Jak Lenkiewicz bez sorbetu
Pamflecista bez pamfletu

2. Już nie zabierasz mnie na bale
Już nie patrzymy razem w dale
Już nie pieczemy tart z agrestem
A ja tak tylko trochę jestem…

Jak poseł bez immunitetu
Jak cały sejm bez parytetu
Jak urzędniczka bez blankietu
Wiceminister bez dekretu

Jak grillujący bez brykietu
Polski żołnierz bez bagnetu
Rowerzysta bez Rometu
Klient bez hipermarketu

3. Ja sobie radzę doskonale
Uśmiecham się do siebie stale
Mam poświadczone to atestem
Że ani trochę już nie jestem

Jak konferencja bez bankietu
Jak ziemniaki bez pulpetu
Komórka bez Internetu
Zderzacz hadronów bez impetu

Jak PRowiec bez targetu
Tybetańczyk bez Tybetu
Jak pasażer bez biletu
Oligarcha bez sygnetu

4. Gdzieś w lesie drzewo ścięli drwale
Lecz szumi nadal las wspaniale
I przypomina mi szelestem
Że jednak bardzo, bardzo jestem…

Jak muzułmanin bez meczetu
A ten meczet bez minaretu
A w nim dewotka bez beretu
I CocoChanel bez żakietu!



I chyba tu już dzisiaj zakończę, a następnym razem może napiszę jak człowiek...

Pozdrawiam,
Karo




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz