Droga Karo!
Przez Ciebie cały tydzień
miałem dziką ochotę na zupę dyniową. Nie zjadłem jej jednak, więc można uznać,
że nie świętowałem. Zresztą, jeśli mam być szczery to nie są moje ulubione
święta. Ja w ogóle jestem świątecznym malkontentem. Może lubię urodziny. Ale
swoje, bo po co czyjeś? Lubiłem cudze urodziny, gdy byłem mały -Wtedy też
dostawałem prezenty, żeby nie było mi smutno i wszyscy byli zadowoleni.
Zastanawiałaś się kiedyś, o
jakim mieście w Polsce mówi się najczęściej? Pierwszym strzałem, zdecydowanie
uzasadnionym, powinna być pewnie Warszawa. W końcu to stolica! Wystarczy
włączyć pierwszy lepszy program informacyjny, żeby usłyszeć:
·
W Warszawie ogłoszono skład nowego rządu
·
W Warszawie otwarto dziś rano po remoncie most
·
Z wizytą roboczą w Warszawie przebywa (tu: ważne
nazwisko)
·
Ciśnienie w Warszawie wynosi 1013 hPa i powoli
spada
Mój strzał nie musi być jednak
trafny. Po pierwsze, nie trudno słyszeć o Warszawie, gdy się w niej mieszka. Po
drugie, kto tak naprawdę ogląda programy informacyjne? A w innym kontekście nikt
chyba o Warszawie nie mówił od 1973 roku, kiedy FSO skończyło produkcję
legendarnego samochodu.
Szukajmy zatem prawdy.
- Łódź? - Bardzo dobry pomysł! Podstawowy problem polega jednak na tym, że funkcjonuje zazwyczaj z jakimś przymiotnikiem. Na przykład ‘podwodna’.
- Wrocław? - Kiedyś słyszałem o książce „Dżuma w Breslau”. Podobno dobra.
- Szczecin? - Mówili wczoraj w telewizji, że nie ma tam ośrodka szkolenia kierowców z płytą poślizgową i zdający egzamin na prawo jazdy będą musieli jeździć na 3-godzinny kurs do Poznania. Jeśli mam być szczery, był to też jedyny raz, kiedy słyszałem o Poznaniu…
- Gdańsk? - Tam mieszka Tusk, gdy jest uchodźcą z Brukseli i było Amber Gold
- Bydgoszcz? - Przepraszam, co? Nawet nie mogłem znaleźć na mapie tego Bydgoszczu.
- Białystok, Rzeszów, Suwałki? - Podobno są w Polsce, ale kolega mówił, że to chyba jednak już Rosja.
Jeszcze niedawno sprawa ta w
ogóle mnie nie interesowała. Do czasu, gdy zdałem sobie sprawę, jak z każdej
strony atakuje nas jedno miasto. Kraków!
Zaczęło się od tego, że
codziennie chodzę ulicą Krakowskie Przedmieście. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdybym pewnego dnia nie zobaczył tam aktorki, pani Emilii Krakowskiej. W głowie
zapaliła się mała żaróweczka.
Opuszczam ścisłe sąsiedztwo
Starego Miasta. Udaję się do galerii handlowej. Tam sklep Krakowski Kredens.
Omijam szerokim łukiem. Idę do supermarketu – a jakże – francuskiego (to
podobno do tego kraju zwiał z Krakowa zostać królem niejaki Walezy). Między
półkami, z których szczerzą się do mnie ciastka Krakuski i przekąski Lajkonik,
dociera do mnie z głośników muzyczna informacja meteorologiczna. To Grzegorz
Turnau informuje mnie, że „Na Brackiej w Krakowie pada deszcz”. Idę do działu
mięsnego. Za szybą epatują bezwstydnością krakowska sucha i podwawelska. Żeby
się uspokoić, czytam w telefonie najnowsze informacje z kraju i ze świata.
Jeden z publicystów zauważa, jak wielu ze wskazywanych w spekulacjach
przyszłych ministrów (a nawet premier) związanych jest z Krakowem i Małopolską.
Idę przed siebie i pełen przerażenia zdaję sobie sprawę, że Kraków dąży do
hegemonii i prawdopodobnie chce przejąć władzę nad światem. Z tych rozważań
wyrwał mnie huk. Wpadłem na pudło, w którym znajdowała się mieszanka krakowska.
Nie uważasz, że brzmi to
podejrzanie? Wymieniać dalej?
Krakowskie kwiaciarki
Krakowski haft
Krakowski hejnał
Krakowskie lalki
Krakowski rynek
Wawelski smok
K R A K O W S K I SMOG!!!!!
No ale żarty, żartami, a tu
sprawa jest poważna. Władze apelują, żeby unikać wychodzenia z domu. W
przedziale ekspresu Kraków-Warszawa pasażerowie dowcipkują, że jadą do
uzdrowiska. Na Facebooku straszą ze zdjęć znajomi w przeróżnych maskach. Jogging
i rower są stanowczo odradzane. I jak tu być w Krakowie hipsterem!?
Jest jednak dla nich nadzieja!
Otóż jak się dowiaduję z nieoficjalnych źródeł, wkrótce zostanie wydane
rozporządzenia, w którym palenie tytoniu zostanie uznane za środek niemal
terapeutyczny. A w każdym razie czystszy od powietrza. Wiemy też, że rząd
szykuje nowe znaki, które rozwieszane będą na drzewach. Wzór wyciekł, będzie afera…
Podobno można żyć bez
oddychania (wprawdzie mądre głowy mówią, że dość krótko, chociaż kto by tam
słuchał mądrych głów!), ale co to za życie… Biedny ten Kraków i nawet mu trochę
współczuję. Z drugiej strony, odnoszę się do niego z pewną rezerwą, odkąd
kilkanaście lat temu, niezupełnie z własnej woli, jednego dnia 7 razy musiałem tam przemierzyć ulicę Grodzką. Jakby innych ulic nie było! A jeśli dodać do
tego, że w zeszłym roku (jak się później okazało zupełnie niezasłużenie) chciałem
na niego zrzucić bombę atomową, to możemy mówić o pewnej trwałej antypatii. Poza
tym, co winno być koronnym argumentem, jako najbardziej warszawski słoik
powinienem chyba przeciwstawiać Warszawę Krakowowi na zasadzie Legia-Pany.
A może to właśnie działa na
odwrót i pogarda płynie nie pod prąd, a z biegiem Wisły? Kraków chyba nigdy nie
wybaczył nieszczęsnemu Zygmuntowi III, że przeniósł stolicę… do stolicy (o czym
zresztą była tu już kiedyś mowa). Warszawa z kolei traktuje go chyba jak młodszego, niesfornego
brata, którym nie bardzo trzeba się zajmować. ‘Kraków? A cóż to dla nas za
porównanie, pffff’. Faktem pozostaje, że kibice Legii nienawidzą Wisły, chociaż
po zastanowieniu, kiedy ja widzę kibiców Legii to sam się czasem trochę boję,
więc istnieje szansa, że to naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia.
A w ogóle to czymże jest konflikt
warszawsko-krakowski przy innych, prawdziwych (!) konfliktach. Na przykład
Bydgoszcz (Brzydgoszcz) i Toruń (Tyfus). Kiedy w latach 70. robiono nowy
podział administracyjny kraju i rozbicie województw, rozradowane
niepodległością władze Torunia chciały zmienić nazwę ulicy Bydgoskiej na
Wyzwolenia. Pomysł upadł, gdy Bydgoszcz rozpoczęła przygotowania do zmiany
Toruńskiej na Wiejską.
Powiesz może, że to relikt
przeszłości, że teraz są koleje aglomeracyjne i wielka przyjaźń. A kiedy dwa lata temu szedłem w Toruniu na przystanek autobusowy
i rozmawiałem przez telefon mówiąc, że właśnie zaraz jadę do Bydgoszczy to
usłyszałem za sobą od wygolonego jegomościa w luźnych spodniach „tylko się
wcześniej zaszczep!”.
Z tej okazji, żeby uwypuklić
bezsensowność tym podobnych konfliktów, zgodnie z ponadczasową ideą „po co wasze swary
głupie, wnet i tak zginiemy w zupie” i czekając na jutrzejsze świętowanie niepodległości
w Warszawie (jak mniemam wybuchowe), napisałem
zaangażowany limeryk, bo limeryków jakoś dawno nie było:
ANTAGONIZM
Szyita z sunnitą siedzieli na drzewie,
Skąd się tam wzięli tego nikt nie wie.
Jeden liberał, drugi konserwa
A między nimi wrogości przerwa
Wtem gałąź pękła i obaj są w niebie.
Tak idealistycznie, bo moim
największym marzeniem jest oczywiście pokój na świecie.
I zupa z dyni…
Smacznej niepodległości,
M.
Ps. Tak naprawdę to lubię Kraków, ale jak ma się bloga to trzeba w końcu o czymś pisać. Zatem buziaki
dla wszystkich Krakusków! Muah!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz