wtorek, 10 listopada 2015

Mam Krakowa powyżej hejnału!


Droga Karo!

Przez Ciebie cały tydzień miałem dziką ochotę na zupę dyniową. Nie zjadłem jej jednak, więc można uznać, że nie świętowałem. Zresztą, jeśli mam być szczery to nie są moje ulubione święta. Ja w ogóle jestem świątecznym malkontentem. Może lubię urodziny. Ale swoje, bo po co czyjeś? Lubiłem cudze urodziny, gdy byłem mały -Wtedy też dostawałem prezenty, żeby nie było mi smutno i wszyscy byli zadowoleni.

Zastanawiałaś się kiedyś, o jakim mieście w Polsce mówi się najczęściej? Pierwszym strzałem, zdecydowanie uzasadnionym, powinna być pewnie Warszawa. W końcu to stolica! Wystarczy włączyć pierwszy lepszy program informacyjny, żeby usłyszeć:

·         W Warszawie ogłoszono skład nowego rządu
·         W Warszawie otwarto dziś rano po remoncie most
·         Z wizytą roboczą w Warszawie przebywa (tu: ważne nazwisko)
·         Ciśnienie w Warszawie wynosi 1013 hPa i powoli spada

Mój strzał nie musi być jednak trafny. Po pierwsze, nie trudno słyszeć o Warszawie, gdy się w niej mieszka. Po drugie, kto tak naprawdę ogląda programy informacyjne? A w innym kontekście nikt chyba o Warszawie nie mówił od 1973 roku, kiedy FSO skończyło produkcję legendarnego samochodu.

Szukajmy zatem prawdy.

  • Łódź? - Bardzo dobry pomysł! Podstawowy problem polega jednak na tym, że funkcjonuje zazwyczaj z jakimś przymiotnikiem. Na przykład ‘podwodna’.
  • Wrocław? - Kiedyś słyszałem o książce „Dżuma w Breslau”. Podobno dobra.
  • Szczecin? - Mówili wczoraj w telewizji, że nie ma tam ośrodka szkolenia kierowców z płytą poślizgową i zdający egzamin na prawo jazdy będą musieli jeździć na 3-godzinny kurs do Poznania. Jeśli mam być szczery, był to też jedyny raz, kiedy słyszałem o Poznaniu…
  • Gdańsk? - Tam mieszka Tusk, gdy jest uchodźcą z Brukseli i było Amber Gold
  • Bydgoszcz? - Przepraszam, co? Nawet nie mogłem znaleźć na mapie tego Bydgoszczu.
  • Białystok, Rzeszów, Suwałki? - Podobno są w Polsce, ale kolega mówił, że to chyba jednak już Rosja.

Jeszcze niedawno sprawa ta w ogóle mnie nie interesowała. Do czasu, gdy zdałem sobie sprawę, jak z każdej strony atakuje nas jedno miasto. Kraków!

Zaczęło się od tego, że codziennie chodzę ulicą Krakowskie Przedmieście. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym pewnego dnia nie zobaczył tam aktorki, pani Emilii Krakowskiej. W głowie zapaliła się mała żaróweczka.
Opuszczam ścisłe sąsiedztwo Starego Miasta. Udaję się do galerii handlowej. Tam sklep Krakowski Kredens. Omijam szerokim łukiem. Idę do supermarketu – a jakże – francuskiego (to podobno do tego kraju zwiał z Krakowa zostać królem niejaki Walezy). Między półkami, z których szczerzą się do mnie ciastka Krakuski i przekąski Lajkonik, dociera do mnie z głośników muzyczna informacja meteorologiczna. To Grzegorz Turnau informuje mnie, że „Na Brackiej w Krakowie pada deszcz”. Idę do działu mięsnego. Za szybą epatują bezwstydnością krakowska sucha i podwawelska. Żeby się uspokoić, czytam w telefonie najnowsze informacje z kraju i ze świata. Jeden z publicystów zauważa, jak wielu ze wskazywanych w spekulacjach przyszłych ministrów (a nawet premier) związanych jest z Krakowem i Małopolską. Idę przed siebie i pełen przerażenia zdaję sobie sprawę, że Kraków dąży do hegemonii i prawdopodobnie chce przejąć władzę nad światem. Z tych rozważań wyrwał mnie huk. Wpadłem na pudło, w którym znajdowała się mieszanka krakowska.

Nie uważasz, że brzmi to podejrzanie? Wymieniać dalej?
Krakowskie kwiaciarki
Krakowski haft
Krakowski hejnał
Krakowskie lalki
Krakowski rynek
Wawelski smok
K R A K O W S K I  SMOG!!!!!

Ha! Macie za swoje! Tak się właśnie kończy hegemonia, o niepokorni! Ha ha ha! <diaboliczny śmiech>

No ale żarty, żartami, a tu sprawa jest poważna. Władze apelują, żeby unikać wychodzenia z domu. W przedziale ekspresu Kraków-Warszawa pasażerowie dowcipkują, że jadą do uzdrowiska. Na Facebooku straszą ze zdjęć znajomi w przeróżnych maskach. Jogging i rower są stanowczo odradzane. I jak tu być w Krakowie hipsterem!?

Jest jednak dla nich nadzieja! Otóż jak się dowiaduję z nieoficjalnych źródeł, wkrótce zostanie wydane rozporządzenia, w którym palenie tytoniu zostanie uznane za środek niemal terapeutyczny. A w każdym razie czystszy od powietrza. Wiemy też, że rząd szykuje nowe znaki, które rozwieszane będą na drzewach. Wzór wyciekł, będzie afera…


Podobno można żyć bez oddychania (wprawdzie mądre głowy mówią, że dość krótko, chociaż kto by tam słuchał mądrych głów!), ale co to za życie… Biedny ten Kraków i nawet mu trochę współczuję. Z drugiej strony, odnoszę się do niego z pewną rezerwą, odkąd kilkanaście lat temu, niezupełnie z własnej woli, jednego dnia 7 razy musiałem tam przemierzyć ulicę Grodzką. Jakby innych ulic nie było! A jeśli dodać do tego, że w zeszłym roku (jak się później okazało zupełnie niezasłużenie) chciałem na niego zrzucić bombę atomową, to możemy mówić o pewnej trwałej antypatii. Poza tym, co winno być koronnym argumentem, jako najbardziej warszawski słoik powinienem chyba przeciwstawiać Warszawę Krakowowi na zasadzie Legia-Pany.

A może to właśnie działa na odwrót i pogarda płynie nie pod prąd, a z biegiem Wisły? Kraków chyba nigdy nie wybaczył nieszczęsnemu Zygmuntowi III, że przeniósł stolicę… do stolicy (o czym zresztą była tu już kiedyś mowa). Warszawa z kolei traktuje go chyba jak młodszego, niesfornego brata, którym nie bardzo trzeba się zajmować. ‘Kraków? A cóż to dla nas za porównanie, pffff’. Faktem pozostaje, że kibice Legii nienawidzą Wisły, chociaż po zastanowieniu, kiedy ja widzę kibiców Legii to sam się czasem trochę boję, więc istnieje szansa, że to naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia.

A w ogóle to czymże jest konflikt warszawsko-krakowski przy innych, prawdziwych (!) konfliktach. Na przykład Bydgoszcz (Brzydgoszcz) i Toruń (Tyfus). Kiedy w latach 70. robiono nowy podział administracyjny kraju i rozbicie województw, rozradowane niepodległością władze Torunia chciały zmienić nazwę ulicy Bydgoskiej na Wyzwolenia. Pomysł upadł, gdy Bydgoszcz rozpoczęła przygotowania do zmiany Toruńskiej na Wiejską.
Powiesz może, że to relikt przeszłości, że teraz są koleje aglomeracyjne i wielka przyjaźń. A kiedy dwa lata temu szedłem w Toruniu na przystanek autobusowy i rozmawiałem przez telefon mówiąc, że właśnie zaraz jadę do Bydgoszczy to usłyszałem za sobą od wygolonego jegomościa w luźnych spodniach „tylko się wcześniej zaszczep!”.

Z tej okazji, żeby uwypuklić bezsensowność tym podobnych konfliktów, zgodnie z ponadczasową ideą „po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie” i czekając na jutrzejsze świętowanie niepodległości w Warszawie (jak mniemam wybuchowe),  napisałem zaangażowany limeryk, bo limeryków jakoś dawno nie było:

                ANTAGONIZM
Szyita z sunnitą siedzieli na drzewie,
Skąd się tam wzięli tego nikt nie wie.
Jeden liberał, drugi konserwa
A między nimi wrogości przerwa
Wtem gałąź pękła i obaj są w niebie.

Tak idealistycznie, bo moim największym marzeniem jest oczywiście pokój na świecie.
I zupa z dyni…

Smacznej niepodległości,
M.

Ps. Tak naprawdę to lubię Kraków, ale jak ma się bloga to trzeba w końcu o czymś pisać. Zatem buziaki dla wszystkich Krakusków! Muah!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz