poniedziałek, 2 lutego 2015

Just in case



Drogi M.!

Podejmuję rzuconą rękawicę. Doprawdy o niczym innym nie potrafiłam myśleć po przeczytaniu Twojej wiadomości, jak tylko o uczuciach toreb. Naprawdę, zaskakująco pojemny to temat! Natychmiast przypomniał mi się pewien wyjazd do Berlina, o którego niektórych aspektach wolałabym zapomnieć. Ale skoro już okoliczności mnie zmusiły, to postanowiłam wyleczyć traumę przeżywając ją jeszcze raz. Myślę, że warto podkreślić, że historia jest w stu procentach oparta na faktach i to nie byle jakich, bo autentycznych. Rzecz działa się pięć miesięcy temu  w podróży pociągiem i autokarem na trasie Bydgoszcz-Berlin via Poznań.
Aha, pokazałam tekst mojemu koledze Cyprianowi i poradził mi, żeby dla efektu rozstrzelić czcionkę tu i ówdzie. Nie żeby się na tym znał, jest tylko jakimś paryskim kloszardem.



The curious case of a suitcase

Byłaś prezentem przechodnim,
ale to tylko dlatego,
że babci na emeryturze
nie przydałabyś się do niczego.

Naprawdę byłaś idealna,
niebiesko-szara i zgrabna,
nie za mała, całkiem w sam raz,
na wyjazd, na krótki czas.

Na mały wypad we wrześniu,
na  wyskok do Berlina…
Akurat wszystko się zmieści!
- cieszyła się Karolina

Z oddali do innych podobna,
lecz jedynie moja z bliska.
Wolna, szczęśliwa, swobodna
zwiedzałabyś lotniska.

Ach, w jakim byłam błędzie
przekonałam się już w Poznaniu,
gdzie pierwsze odpadło kółeczko
a reszta zawisła w oczekiwaniu…

Na szczęście Twej zawartości
nie musiałam przesypywać do worka;
naprawa malutkim drucikiem i…
Eviva la prowizorka!

Twych kółek turkot bezwstydny
budził Berlin o poranku,
a mój każdy krok drżał o to,
czy cel osiągniemy  bez szwanku.

Nie było od metra daleko
do hostelu młodzieżowego,
a turkot pozostałych kółeczek
wciąż za mną powtarzał: dlaczego?!

Hostel był przy Marchlewski Strase
(tak, tego komunisty)
i tak przez calutką trasę
wciąż rósł mój gniew oczywisty.

Naprzeklinałam na Ciebie
że dziadostwo, żeś nic nie warta,
ale już miałam nadzieję,
że odwróci się pechowa karta!

Na przykład zupełnym fiaskiem
byłoby wiązanie Cię paskiem.
Przynajmniej zamek się trzyma!...
- cieszyła się Karolina

Nie była ma radość długa -
wnet ryczałam jak wół u pługa,
bo przez Twój złamany stelaż
zaczęła brać mnie cholera!

Ach, nie mogłam tak dalej!
Ach, nie mogłam już dłużej!
Chciałam Cię wciśniętą w dziurze
porzucić w berlińskim murze

Lub zostawić w brandenburskiej Bramie
Na nóg turystów skopanie
By na proch Cię butami starli
między Sprewą a Checkpoint Charlie.

I gdy tak kolejne akty
następowały dramatu,
ja coraz więcej klęłam
i mniej czułam wczasów klimatu.

Nie mogłaś spokoju, k**** mać, dać?
musiałaś podpórkę, k****, złamać,
która Ci, k****, pozawalała stać
K**** mać?!

Dłonią i złowrogim pomrukiem
musiałam Cię wciąż wspierać na duchu,
a i tak przewracałaś się z hukiem
na bruk przy każdym podmuchu!

Każdy krok był koszmarem
z Tobą, depresją czarną,
gdy walizki s t a b i l n e , choć stare
w domu tęskniły za mną…

Nie darzę już Ciebie sympatią
lecz możesz liczyć na kąt i strawę,
bo wspólne wczasy s a m o c h o d o w e
na pewno będą arcyciekawe!



Trzymaj się i szusuj odpowiedzialnie,
Karo

P.S. No i o czym zapomniałeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz