poniedziałek, 16 marca 2015

Kujawsko-pomorskie safari


*uśmiech nr 4*


Drogi M.!
Dzisiaj poniedziałek. To czas na podróż z Bydgoszczy do Torunia. Gotowy? Zaczynamy na dworcu autobusowym. Jesteśmy na styk, jest 9.30 rano.

PKS ze wszystkich środków transportu jest najmniej cool. Samolot z definicji jest cool, pociąg to taki majestatyczny olbrzym z hukiem wtaczający się na peron. Metro krzyczy „stolica!”. A dworce autobusowe są po prostu najmniej cool. Zero majestatu, zero światowości.

Na stanowisku pierwszym stoi pekaes,
Czarne wycieraczki ma zdarte od łez.
Sapie, benzyna z niego kapie,
Tęskni do miejsc, których nie ma na mapie.

„Przepraszam, czy pan jedzie na Kraszewskiego?”
„Halo, legitymację pokaż, kolego!”
„Będę za godzinę, spóźnię się trochę”
„Obrócisz się w proch i sam jesteś prochem”

Może gdzieś daleko są kolorowe kraje,
Lecz on na dworcu tylko przystaje.
Czasem spaliną ciężko odetchnie,
że żaden pasażer się nie uśmiechnie.

I choćby przyszło tysiąc hipsterów
i każdy zasiadł do jego sterów
Jeszcze więcej wsiądzie Polaków burych
Wiozących z targu konfitury.

Bilet kosztuje 8zł 40gr. Chciałabym uradować pana kierowcę, ale nie jestem Marią Curie-Skłodowską. Odliczonej kwoty też nie mam. Znajduję w kieszeni czterdzieści groszy chociaż na końcówkę. Pan kierowca ukontentowany. Jak niewiele czasem trzeba. Mam przeczucie, ze to będzie dobry tydzień. Przynajmniej lepszy od poprzedniego, przynajmniej pod takim względem, że może nie wsypię sobie do owsianki gałki muszkatołowej zamiast cynamonu. W radiu w równie pozytywnym tonie Enej wyśpiewuje:

Zbudujemy dom wokół nas i ponad nami.
Zbudujemy dom wyżej gwiazd nad głowami.

Za oknem już kończy się ciągnąć Fordon. Słońce świeci jak szalone, a my wjeżdżamy na most. W radiu teraz:

I’ve had the time of my life,
No I’ve never felt this way before

Wisła. Najbardziej polska z polskich rzek. Wystarczyłoby się jej trzymać i stąd w jedną stronę dotarlibyśmy nad morze, w drugą – do Warszawy i Krakowa.  Ale przekraczamy most, by dotrzeć do… Strzyżawy. Cóż mogę powiedzieć? Strzyżawa to jest Strzyżawa. Bawi tylko Ciebie i mnie. Już nawet do końca nie pamiętam, dlaczego. Czy może dlatego, że nic w niej nie ma?

Yes, I swear it’s the truth
And I owe it all to you.

Jedziemy dalej. Autobus dzielnie zanurza się i wynurza z lasu. Po lewej stronie rządek szeregowych identycznych domków. Wyobrażam sobie, że mieszkają w nich identyczne rodziny, jeżdżące identycznymi samochodzikami, mające identyczne dzieci i identyczne psy w identycznych ogródkach. Po prawej bocianie gniazdo. I kolejne! I jeszcze jedno. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że tyle ich tutaj jest. Ciekawe, jak przedstawiają się statystyki przyrostu naturalnego.

Miejscowość Toporzysko i stosowna restauracja Toporzanka. Bliżej Torunia będzie jeszcze zajazd Leśniczanka. A w Toporzysku poza tym skład węgla – skup palet. A więc nadal Polska, zdecydowanie.

Zławieś. Tu każdy dom to dom zły. Grozy dodają czarne litery składające się na tajemniczy napis dlaczego? na ścianie jednego z budynków.

Górsk. Wielki biały krzyż - pomnik ks. Popiełuszki. Chciałabym tu przyprowadzić każdego, kto mówi, że za komuny było dobrze. "Komuna miała swoje plusy." "Przynajmniej każdy miał pracę." Przyjedź tu, jeden z drugim, zaparkuj (bo nie ma już zakazu zatrzymywania się, który tu perfidnie za komuny stał) i powiedz to w twarz księdzu Popiełuszce.

Już coraz bliżej Torunia. Rozgarty. Zastanawia mnie etymologia tego słowa. Brzmi jak przymiotnik. Taki rozgarnięty, ale jednak nie na tyle, by zadbać o gramatykę. Widzę jakiegoś pana, który niesie chodnikiem klatkę z chomikiem. O, zrymowało się. Pociągnijmy to więc.

Gdzie on niesie chodnikiem tę klatkę z chomikiem?
Nie jest on starym prykiem, o nie!
Skąd on niesie z chomikiem tę klatkę chodnikiem?
Nie dowiemy się nigdy, nie.

Diabły tylko to wiedzą
Kuszą chomika miedzą
Lecz mu w klatce faceta wyraźnie nie jest źle.

Wiedzą to tylko czarty,
Bo to są właśnie Rozgarty
Że niesie facet chomika i nikt nie wie gdzie!

W tej miejscowości jest też przy drodze lokal Lord Pub. Wyobrażam sobie, ze to taki Country Club, jak w Wilkowyjach. W środku obsługuje Wioletka a Czerepach knuje kolejny genialny plan.

Przy wjeździe do Torunia ogłoszenie: GRUZ SPRZEDAM. Czyli, że też polskie miasto. Obok Motoareny fascynująca mnie od zawsze „Agencja reklamowa w hipsterskim budynku”. I już koniec; Broniewskiego/Reja - czas wysiadać.

Adele śpiewa w radiu: 
Should I give up Or should I Just keep chasing pavements even if it leads nowhere? 

Decyduję się gonić chodniki.

Dziękuję. (Cholera, zepsułam cały efekt?)

Karo.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz