Try-ty-tyt Karo!
Najsamprzód albo najsampierw
chciałbym chciał Ci opowiedzieć pewną historię. Otóż jednego słonecznego dnia
wstałem rano i pomyślałem sobie, że dawno na blogu nie pojawił się żaden
wierszyk, wiersz, poemat, fraszka chociaż. Byłem tym tak zafrasowany, że
postanowiłem w następnym liście do Ciebie zamieścić przynajmniej limeryk, by
zadbać o poetycki rozwój (wątpliwy, bo wątpliwy, ale zawsze) naszego naplacnego
projektu. Pytasz się, gdzie jest puenta
tej historii? Był to bowiem pamiętny dzień przed-przedwczorajszy, w którym
zamieściłaś ostatni post zaczynający się… od wierszowanego Powiśla zza Wisły
widzianego, przez moje diwy zamieszkałego. I pomyślałem, że już never but
whatever. A właśnie, że nie whatever.
ROZTERKI WSPÓŁAUTORA
Jak po Karo pisać wiersze
Kiedy jej zdolności szersze
I przyćmiewa mnie ta jędza,
Talent mój w kompleksy wpędza!
Zazdrości przejawy najszczersze.
Kiedy jej zdolności szersze
I przyćmiewa mnie ta jędza,
Talent mój w kompleksy wpędza!
Zazdrości przejawy najszczersze.
Zazdrość to niskie uczucie,
Ale jej nie schowam w bucie,
Zatem proszę – piszże gorzej
Memu ego to pomoże
I nie skończę w Nowej Hucie
Ale jej nie schowam w bucie,
Zatem proszę – piszże gorzej
Memu ego to pomoże
I nie skończę w Nowej Hucie
Bądź Bejrucie, Kalkucie, Łańcucie,
Mając okropne przeczucie
Że na pisarskie odkucie
jedyna nadzieja - w walucie.
Mając okropne przeczucie
Że na pisarskie odkucie
jedyna nadzieja - w walucie.
Jak widzisz, frustracja wylewa się
ze mnie całą powierzchnią M. Zgodnie zatem ze starymi, dobrymi prawidłami
ludzkości, zabrałem się za ocenianie innych ludzi. To przecież takie typowe -
niespełnieni filmowcy zostają autorytetami filmoznawcami, aktorzy - krytykami teatralnymi,
pisarze - literackimi (albo blogerami), sportowcy - wuefistami... A jeśli się te
wszystkie (nooo... poza wf-em) frustracje zbierze razem i doda jeszcze do
tego zaprzyjaźnioną polonistkę - zostaje się jurorem konkursu recytatorskiego.
Nie będzie zatem dla Ciebie
zaskoczeniem, że... zostałem jurorem!
To były XV „Skrzydlate słowa”. W
wielu poprzednich sam brałem udział, teraz drugi raz siedziałem po równie drugiej
stronie barykady. Chociaż... przez chwilę wróciłem na plac (przypadek?) boju i po
tak wielu latach, że nikt już nawet tego nie pamięta, powiedziałem na Skrzydlatych
„Ptasie radio” Tuwima. Mój numer popisowy, wspominany za każdym razem przez
miejscowego proboszcza. Przyszedł czas, żeby wreszcie do tego wrócić. Wszak nigdy
nie wiadomo, czy nie była to ostatnia okazja. To taka miła odmiana, móc wyjść
na scenę i wreszcie się tym bawić. Chociaż z drugiej strony…
Jesteś poważnym jurorem. Nie możesz zapomnieć tekstu. Nie możesz się zbłaźnić.
Masz ich zaraz oceniać. Uważaj. Uffff… Udało się! Jednak zabawa ;)
„Skrzydlate…” to dla mnie bardzo
ważny czas. Taki powrót do świata gimnazjum, liceum. Świata, w którym mnie już
nie ma, a w którym bardzo lubiłem być – chociaż z drugiej strony, byłem o wiele
mniej sobą, niż jestem teraz. Coś za coś, a prawda jak zwykle leży gdzieś
pośrodku. Nawet o M. Ale to bardzo miłe dla mnie powroty. Nie tylko spotykam
ludzi, którzy wywarli na mnie swego czasu wielki wpływ. Mam do tego konkursu
wielki sentyment. /Zresztą Sprawczynię całego skrzydlatego zamieszania miałaś
okazję poznać w zeszłym roku w Kazimierzu. A że wiemy oboje, że nas czyta, więc
z całą sympatią – POZDRAWIAMY!!!!/
Byłem jurorem. Siedziałem,
słuchałem, notowałem, krzywiłem się i uśmiechałem. Zobaczyłem kogoś, kto bardzo
przypominał mi mnie dekadę temu, kilku bardzo utalentowanych recytatorów i
kilku naprawdę bardzo odważnych, bo widać, że jednocześnie niezwykle
nieśmiałych.
I mając niejakie doświadczenia z
dwóch stron barykady, myśląc o własnych bolączkach i rzeczach na które przy
ocenianiu sam zwracałem uwagę, jak i o tych, na które przez lata moich występów uwagę zwracali inni, postanowiłem przygotować taki mały podręcznik.
Myślisz, że się sprzeda i będę bogaty?
10 kroków, by olśnić jurora – zarys wykładu, wydanie pierwsze:
1) Wyszukaj
tekst, który nie był Ci wcześniej znany, a przy okazji nie zna go nikt inny na
świecie. Dobry tekst to połowa, jeśli nie trzy czwarte, sukcesu. Juror będzie
Cię słuchać z większym zainteresowaniem, jeśli usłyszy coś nowego, zwłaszcza
jeśli przy okazji będzie mu się to podobało. Wszakże nic dwa razy się nie
zdarza (poza Szymborską na konkursach recytatorskich - ta zdarza się o wiele
więcej niż 2 razy...)
2) Wybierz
tekst, który Ci się podoba, który rozumiesz, który Ci leży. Fakt, że nie wiesz
o czym mówisz albo tego nie lubisz, juror jest w stanie rozszyfrować w max 10
sekund. I sprawa przegrana.
3) Nie
wybieraj wierszy Wisławy Szymborskiej (a tym bardziej Wiesławy Szymborskiej - sic!),
które juror zna na pamięć - i najbardziej prawdopodobne jest, że zaśnie z
nudów, będzie czuł niedosyt, stwierdzi, że słabo interpretujesz, a w skrajnych
przypadkach będzie miał ochotę Cię zamordować za masakrowanie ulubionych
tekstów poprzez prezentację ich na poziomie instrukcji obsługi żelazka.
4) Jeśli
już jednak wybierasz wiersz Szymborskiej - zaprezentuj go tak, jak nikt dotąd
na świecie - choć jest to piekielnie trudne. Zaskocz jurora! Bądź nietuzinkowym
recytatorem. Łam konwencje, schodź z utartych szlaków. /To samo dotyczy
tekstów: Konopnickiej, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Tuwima, Miłosza, Leśmiana,
Herberta, Mickiewicza, Słowackiego./
5) Wyglądaj!
I nie mam tu na myśli konieczności spędzenia 5h u kosmetyczki, 3h u fryzjera i pół roku u
chirurga plastycznego. Twój wygląd jest Twoim rekwizytem. Odradzam białe blzuki
i czarne spódniczki (nawet jeśli jesteś mężczyzną - wtedy to też może wyglądać
słabo...). Na scenie jesteś artystą! Wyglądaj więc choć trochę jak artysta! Elegancka
ekstrawagancja jest w cenie w drugiej dekadzie XXI wieku. Czuj się w tym
dobrze, swobodnie. Przez te kilka minut to Ty jesteś gwiazdą!
6) Pierwszą
rzeczą jaką robisz, gdy wchodzisz na scenę, niech będzie obdarzenie jury
promienistym uśmiechem nr 4. Albo nr 5. Generalnie szczerz się do jurora przez
chwilę. Jurorowi trzeba schlebiać! Juror poczuje się ważny i jest spora szansa, że na starcie Cię polubi.
A później… jak to w życiu. Znacznie trudniej jest oceniać surowo kogoś, kogo
się lubi, nie? Może załapiesz się przynajmniej na wyróżnienie…
7) Nie
bądź „więźniem wersów”. Rozumiem, że po wersach najłatwiej nauczyć się tekstu
na pamięć, ale – błagam! – w recytacji przekazuj sens, myśl i ducha wiersza, a
nie jego układ graficzny. Opowiadaj historię, bądź na granicy prozy. I pamiętaj
– w dobie powszechnego dostępu do bezprzewodowego Internetu juror weźmie do
ręki telefon i sam sobie znajdzie układ wersów w danym wierszu. I zrobi to –
naprawdę – jeśli tylko zaczniesz go zanudzać. Nie ułatwiaj jurorowi zadania. I
bez tego ma kawę, darmowe ciastka i czuje się cholernie ważny.
8) DYKCJA!!!!!!!!!!
– to bardzo niemodne słowo. Ale jurora szlag trafia, gdy nie jest w stanie
zrozumieć słów, które wypowiadasz. Zmieniaj tempo, przyspieszaj, wydawaj z
siebie dźwięki z prędkością karabinu maszynowego, jeśli tylko uważasz, że jest
to uzasadnione. Ale każde słowo musi wybrzmieć. Musi się składać dokładnie z
tylu samu głosek, jak jest to zapisane w słowniku języka polskiego (to ta dużo
książka, którą babcia ma na półce). Jeśli przyspieszenie tempa polega na szybkim
bełkocie lub obcinaniu końcówek słowa, na twarzy jurora pojawia się grymas. W
domu ćwicz hiperpoprawność, w trakcie występu o niej zapomnij. Ale wyraźne
słowa zostaną. Nie zjadaj końcówek! Jeśli jesteś aż tak głodny, podejdź do
jurora i zjedz mu ciasteczko. Mniej się wkurzy.
9) Stój
mocno na nogach, w lekkim rozkroku. Możesz je usztywnić w kolanach, nie będą Ci
wtedy drżeć (juror M. pamięta, jak w trakcie występów zawsze trzęsły mi się
nogi). Zapomnij o rękach. Albo zaczną Ci delikatnie gestykulować (byle nie za
mocno!) albo zrobią coś równie naturalnego.
Nie chowaj ich w kieszeniach, nie chowaj za plecami. Nie przepraszaj swoją
postawą za to, że jesteś na scenie.
10) Daj
wybrzmieć zakończeniu. Podkreśl je. Niech to będzie takie tupnięcie nogą.
HELLLOŁ! TO JUŻ! KONIEC! BIJCIE MI BRAWA, BO JESTEM ZAJ******. Nie płyń do tego
zakończenia tempem szalonego, acz słabego pływaka, który właśnie tonie 3 metry
od koła ratunkowego i za wszelką cenę chce go dopaść – bo skończysz jak słaby
pływak z Titanica. Zamarzniesz na ogłoszeniu wyników. Nie mów „dziękuję” tuż po
ostatnim słowie swojego tekstu. Zepsujesz cały efekt. Czekaj na salwę oklasków
i na to, aż rozentuzjazmowana publiczność na rękach zniesie Cię ze sceny. Albo
zostań tam na zawsze.
Miało być
dziesięć, ale będzie jeszcze jedno - najważniejsze…
11)
Po prostu zrób cholerne show. Wbij się w pamięć
wszystkich. Be like damn Helen
Mirren! Ups, sorry. Dame Helen Mirren.
Czytam to i jestem z siebie tak
dumny, że już niemal przeszła mi zazdrość. Zazdrość to niskie uczucie. Trzeba
się więc poetycko wznieść wysoko. Voila!
Love,
M.
Ps. Nie jesteś jędzą! To tylko taka licentia poetica :)
Ps. Nie jesteś jędzą! To tylko taka licentia poetica :)
Skrzydlato nam! (fot. katolik.tczew.pl) |
Nudząc się w pracy zagląda w najgłębsze zakamarki internetu i oto trafiam (myśląc uprzednio o tym co się chciało, a co z tego zostało). Czytam ja o krytykach teatralnych - niespełnionych aktorach. Myślę ja, że to niemożliwe, że instrukcja którą czytam jest moją instrukcją, a ja jej nie potrzebuję. Zanurzenia literackie też zdają się być niebyłe i nawet umiejętność czytania gdzieś zanikła. Teraz jedynymi tekstami które trafiają są maile w moim Tiffi Word. Tak szybko można się wyprać ze wszystkich wyższych uczuć i już nie mówić w romantycznej walucie.
OdpowiedzUsuń