Halo Warszawa!
„W
tej Polsce nigdy ładu, a najmniej teraz” - pomyśleli Polacy w
każdym stuleciu dziejów. A że kraj chory psychicznie...? Wisława
Szymborska miała pewnie do czynienia z NFZ. Albo czymś, „gdzie
praktyka bywa różna”. Albo dowiedziała się, że od tego roku
Kocham Kino ma być nadawane tylko raz (słownie: jeden) w miesiącu.
Czasami naprawdę można się zdenerwować.
Ostatnio, kiedy „otworzyłam” telewizor, trafiłam na informację o tym jak trudno jest się w Polsce odnaleźć rodzeństwom rozdzielonym przez adopcję. I wiesz co mnie najbardziej zdenerwowało? Ten problem, na taką skalę, jest tylko w Polsce. Bo biurokracja, bo jakieś głupie przepisy, itd....
Ostatnio, kiedy „otworzyłam” telewizor, trafiłam na informację o tym jak trudno jest się w Polsce odnaleźć rodzeństwom rozdzielonym przez adopcję. I wiesz co mnie najbardziej zdenerwowało? Ten problem, na taką skalę, jest tylko w Polsce. Bo biurokracja, bo jakieś głupie przepisy, itd....
Ale
to wszystko nie zmienia faktu, że bardzo mi na tej naszej Polsce
zależy i jestem dumna z bycia Polką. I myślę, że narzekanie bez
zaczynania od siebie nie ma sensu, ale znów nienarzekanie byłoby
takie... niepolskie, prawda?
Tłumaczę
się wszystkim, Tobie też się chyba tłumaczyłam, więc powiem raz
jeszcze. Idy nie widziałam. Chcę, i to od dawna, a nie mogę. A to
to, a to tamto, a to bankiet z GT. Ale obejrzę, obiecuję. A
ponieważ nie znam się, to się wypowiem.
Zgadzam
się, że promocja to dla naszej kinematografii wspaniała. Nie ma co
do tego wątpliwości i tylko cieszyć się trzeba. Zwłaszcza, że
szans na polski akcent mamy tym razem w sumie aż pięć. Ale
tematyka filmu, to przecież zupełnie inna sprawa. Inny „poziom”
można by powiedzieć, bo nie chodzi o tych, którzy dowiedzą się,
że to film polski i oscarowy, ale o tych, którzy jego treść
poznają. Sprawa prawdy, czy może lepiej, uczciwości w takich
kwestiach, bardzo mi leży na sercu (Piłat is like: „Cóż to jest
prawda?”). A to dlatego, że zdaję sobie sprawę na ile sama
opieram swoją wizję wielu wydarzeń na wersji reżyserów. Chociaż
wiem, że każdy film historyczny siłą rzeczy musi być
interpretacją, to szczerze (naiwnie?) wierzę, że jednak co do
podstawowych faktów nie wprowadzi mnie w błąd. Oczywiście, nie
mam pretensji do Camerona, że starsi państwo (nomen omen nazywali
się Ida i Isador Straus), którzy w „Titanicu” postanawiają
razem umrzeć przytuleni, w rzeczywistości nie byli w kajucie a
siedzieli na fotelach na pokładzie. Oczywiście, nie spodziewam się
prawdy historycznej w żonglujących konwencjami filmach w rodzaju
„Bękartów wojny”. Jeżeli jednak to prawda, że Ida opowiada o
II wojnie światowej, ale nie ma w filmie mowy o Niemcach i nie
wiadomo też tego, że Polacy ratując Żydów ryzykowali życie
całej rodziny, to może rzeczywiście coś jest nie tak? Słyszałam
o petycji, by do dystrybuowanej wersji filmu dołączyć w
początkowych napisach kilka zdań wyjaśnienia, zarysowania
kontekstu zdarzeń, który sprawy dla nas oczywiste przybliżyłby
światowej publiczności. Sądzę, że nikomu to nie zaszkodzi, w
sytuacji, gdy ciągle wracają problemy tak podstawowe jak „polskie
obozy śmierci”.
Nie
znaczy to jednak, że kino ma być tylko poprawne politycznie, i nie
pokazać ani jednego dobrego Niemca czy podłego Polaka. Chodzi o
proporcje. Sztuka ma szokować, ma poruszać trudne, straszne,
wstydliwe, smutne sprawy. Ale jest to też coraz bardziej masowe
medium, które kształtuje nieustannie opinię publiczną. A opinia
publiczna ma to do siebie, że nie wnika, nie zagłębia się, tylko
przyjmuje to, co jest jej podane na tacy. Chodzi o to, że warto
byłoby wykorzystać kino do pokazania „naszej” wersji zdarzeń,
nie dlatego, że jest ona jakaś „jedyna słuszna”, ale dla
możliwości porównania jej z innymi produkcjami. Chodzi o
wykorzystanie kina, którego robienie naprawdę się w Polsce udaje
dla naszych dobrze pojętych interesów. Takie „Miasto 44”
zrobiło naprawdę wiele dobrego, będąc i artystycznym i patriotycznym widowiskiem. Mnie poruszyło jak mało który
obraz. Jeśli Polacy nie będą robić kina o tym, co w Polsce
piękne, no to kto ma się tym zająć? No, pomijając tego
skandynawskiego studenta medycyny, który zakochał się we Wrocławiu
i nakręcił ciekawą etiudę.
Nawet
jeśli jednak może coś tam „Idzie” nie idzie... to cóż
dopiero powiedzieć wobec „Gry tajemnic” bez bydgoszczanina
Mariana Rejewskiego? Ten aż z żalu skamieniał na swojej ławeczce
przy ulicy Gdańskiej. Jest pierwszym, który przegrał te Oscary.
Ale
o innych przegranych się nie martw! Podobno każdy nominowany
dostaje warty kilkadziesiąt tysięcy dolarów woreczek upominkowy, tzw. swag
bag. Oczywiście w wolnym tłumaczeniu oznacza to „secretly we are
Grażyna Torbicka”. I jeszcze na pocieszenie wspaniały, słodki
torcik.
Nowego
filmu z Meryl jestem ciekawa. Generalnie chyba chodzi o to, że
bohaterka "Mamma Mia" została czarownicą i musi zdecydować, który z
siedmiu krasnoludków jest ojcem, tak? Podobno reżyser filmu o Lego,
kiedy nie dostał nominacji, nie przejął się specjalnie tylko
zbudował Oscara z klocków. Meryl może złotego chłopaka przecież
zagrać, ba byłaby to na pewno najwspanialsza kreacja Oscara w
historii kina. Wyobraź sobie tylko: „I don't need an Oscar. I am
one".
W
konkursie głównym najmocniej życzę wygranej Grand Budapest
Hotelowi. Wcale nie dlatego, że pozostałych filmów jeszcze nie
widziałam. Ale Grand to naprawdę wspaniała komedia, ma u mnie
złote, platynowe 10/10.
Spośród
polskich nominacji zwrócił moją uwagę dokument „Joanna”.
Bohaterką jest chora na raka autorka bloga „Chustka”. Zgłębiwszy
się w temat, odkryłam trzy rzeczy. Po pierwsze, zdjęcia do
dokumentu robił ten sam Łukasz Żal od „Idy”. Po drugie, ona
przez jakiś czas pisała też inny blog razem ze swoją
przyjaciółką, który miał formę listów! (sensacja! fanfary!) Po trzecie,
umarła dokładnie w dniu pogrzebu mojej mamy....
W każdym razie, ten
jej blog nadal jest w sieci, po jej śmierci pisał tam jeszcze przez
jakiś czas jej ukochany. I raz napisał tak:
„Myślałem,
że z czasem przestanie boleć.
Myślałem,
że w końcu tęskni się mniej.
Nieprawda.”
I
taka jest, cholera, prawda.
Muszę
obejrzeć ten film.
Karo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz